W pierwszym odruchu uznałem, że nie wie, co mówi. Owszem, Kościół jest ostatnio pod ostrzałem różnych Palikotów, nie brakuje nawet takich, którzy uważają, że nazywanie papieża ch… jest w zasadzie w porządku.
Ale to margines. Bo przecież żyjemy w kraju, gdzie do wyznawania katolicyzmu przyznaje się ponad 90 procent obywateli, a połowa z nich regularnie praktykuje. To ci, którzy katolikami nie są, wciąż skarżą się na opresję ze strony Kościoła. Ten zaś nie tylko Rydzykiem stoi, ale i ponoć wyznaje religię smoleńską.
Uznałem najpierw, że mój znajomy bredzi. Potem jednak dotarło do mnie, że jako człowiek pracujący od wielu lat w mediach i znający je od podszewki tę właśnie rzeczywistość ma na myśli.
I ma rację. Może i w Polsce katolicy stanowią większość, ale w mediach są mniejszością: wyśmiewaną, obrażaną, uciskaną. Kto nie wierzy, niech sobie przypomni ostatnie wydarzenia z udziałem Janusza Palikota, kabaretu Limo czy Ewy Wójciak.
A oto przykład najświeższy, wręcz poglądowy. Małgorzata Terlikowska na okładce „Wysokich Obcasów”, żona publicysty o zdecydowanych konserwatywnych poglądach, o którym ona sama w wywiadzie mówi żartem: „naczelny talib Polski”. Oczywiście matka Polka katoliczka została tam zaproszona w charakterze kobiety z brodą. Żeby z niej zrobić bekę, jak mawia dzisiejsza młodzież, czyli pośmiać się z tego, że ma czwórkę dzieci i nie uznaje antykoncepcji. Tymczasem w rozmowie Małgorzata Terlikowska radzi sobie zaskakująco dobrze, nie przyjmując narzuconych reguł gry, mówi szczerze, co myśli i robi, również w kwestii naturalnych metod regulacji urodzin. Prowadzącego wywiad śmieszą jej zasady, ale równie często to on pada ofiarą celnych żartów, jak np. wtedy gdy mówi o wygodnych włosienicach dla dzieci, które sprzedają w parafii. Ze starcia, bo trudno to inaczej nazwać, bohaterka wychodzi obronną ręką, konsekwentnie prezentując swój pomysł na życie. Nie każdemu musi się on podobać, ale w Polsce, kraju ponoć katolickim, powinien być zrozumiały.