Artysta, sadzając Jezusa przy stole z hiphopowcami i wpisując go w kontekst kultury masowej, ma rację. Sami przekonujemy się niemal codziennie, że chrześcijaństwo i jego najważniejsze symbole są częścią medialnego cyrku i popkulturowego targowiska. Choć prace z cyklu „Jesus is my Homeboy” w Polsce zostaną pokazane we wrześniu, informacja, że będą eksponowane w Zachęcie, już wywołała wielkie emocje. Jak wszystkie tematy, które łączą religię z popkulturą.
No, może prawie wszystkie. Informacja, że zwycięzca drugiej edycji polsatowskiego talent show „Must Be The Music” Maciej Czaczyk wstąpił do seminarium kościelnego, przemknęła przez portale prawie niezauważona, a w mediach głównego nurtu w zasadzie się nie przebiła.
Oczywiście zakładanie koloratki jest mniej interesujące niż zdejmowanie ubrania. Zwłaszcza jeśli do naga rozbiera się Agnieszka Radwańska. Nie dość że gwiazda sportu, to jeszcze z konserwatywnej rodziny i na dokładkę ambasadorka akcji „Nie wstydzę się Jezusa”. Czy może raczej była ambasadorka, bo w związku z rozbieraną sesją dla ESPN organizatorzy podziękowali jej za współpracę. Chyba zresztą przedwcześnie, bo w sumie nic złego nie zrobiła, a człowiek wierzący nie musi być od razu święty i błędy nie przekreślają go na całe życie. Tak czy owak gest Macieja Czaczyka nie został odpowiednio zauważony, a ma on przecież swoją wagę. Bo oto młody człowiek, raptem 19-letni, z szansami na spektakularną karierę w show-biznesie, zamiast zabiegać o sławę i pełnymi garściami korzystać z życia, jak to się zwykło mawiać, wybiera kapłaństwo.
Nie ma sensu wyciągać z tego jednostkowego przykładu zbyt daleko idących wniosków, ale powinni mieć go w pamięci wszyscy ci, którzy uważają, że nie ma już żadnej alternatywy i chrześcijaństwo zawsze będzie już w odwrocie. Bo taka jest ponoć współczesna kultura, zwłaszcza ta masowa i w tym kierunku zmierza zachodnia cywilizacja – jak mówią zwolennicy tej teorii. Przypadek Czaczyka dowodzi jednak, że nie jest to wcale oczywiste.