Trudno było jednak znaleźć konkretne informacje, które sprzyjałyby zrozumieniu problemu. Ile na przykład sprzedaje się w Polsce mięsa koszernego i halal (tak, wiem, że to jest to samo, ale zazwyczaj religijny żyd czy muzułmanin kupuje u swojego rzeźnika, zwłaszcza że krótka modlitwa przy uboju jest różna). Ile jest takich sklepów? Czy można – w czasach gdy importowanie strusich befsztyków i świeżych ostryg jest normalnością – zamawiać dostawę z innych krajów? Ile w Polsce funkcjonuje synagog? Czy postrzelenie zwierzęcia w samą arterię czyni go gotowym do rytualnego spożycia?
Rozumiem, że prawo do uboju rytualnego jest sprawą najważniejszą dla religijnych żydów, na pewno dla rabinów w Polsce, również dla religijnych muzułmanów i ich imamów, dla ludzi szanujących prawo i konstytucję, dla miłośników zwierząt i może jeszcze kilku grup ludzi, które pominęłam. Ale jakkolwiek by dodawać i odejmować, myślę, że nie zebralibyśmy więcej niż kilkadziesiąt tysięcy ludzi w tej kategorii pryncypialistów.
Moja teoria spiskowa
Okazuje się jednak także, że ubój rytualny jest też poważną sprawą ekonomiczną dla wielu rolników i przedsiębiorstw w Polsce, które eksportują ponoć aż za 1,5 mld zł wiadomego mięsa do krajów muzułmańskich i do Unii Europejskiej. I to głównie ich karze się zakazem „niehumanitarnego zabijania zwierząt” (przede wszystkim wołowiny i kurczaków).
Mam w związku z tym pewną teorię spiskową. A może za tym wszystkim stoi Animex? Wiem, że niestosowne jest podnoszenie w tym kontekście sprawy hodowania i ubijania świń w Polsce (żydzi i muzułmanie nie jadają wieprzowiny, jakkolwiek świnia zostałaby zabita), ale Animex, który należy do amerykańskiego giganta Smithfield Foods od kilkunastu lat, jest oskarżany o niezwykłe okrucieństwo w swoich hodowlach trzody. Pisali o tym nie tylko przyjaciele zwierząt w Polsce, ale i gazety amerykańskie.
Może temat ten nie jest zbyt popularny w Polsce, gdyż zajmował się nim Andrzej Lepper, jednak temat hodowania zwierząt w strasznych warunkach i „humanitarne” ich zabijanie – choćby nawet wcześniej „ogłuszano” je czy „znieczulano” (czy ktoś naprawę wierzy, że podaje się tym setkom tysięcy dziennie zarzynanych zwierząt środki znieczulające? Nie, najczęściej są one paraliżowane prądem elektrycznym) – będzie wracał i jedno głosowanie sprawy nie załatwi. Ale może przed następną debatą w Sejmie na temat losu zwierząt warto by się również zainteresować, jak wygląda konkurencja na rynku eksportu mięsa?
Ja jednak proponuję, żeby Sejm, zajął się wcześniej humanitarnym traktowaniem ludzi. Na przykład przewożeniem ich transportem kolejowym. W odróżnieniu, jak podejrzewam, od większości posłów poruszam się po Polsce pociągami i mogę zapewnić, że daleko odbiegają one od standardów europejskich i czasami można się w nich poczuć jak bydło.
PS 1. Byłam dwukrotnie świadkiem rytualnego zabijania baranów w Azerbejdżanie. Nie tylko baranek, ale i świadkowie nie mieli czasu się przestraszyć, gdy trysnęła krew z aorty.
PS 2. Tytuł tekstu pochodzi ze starego żydowskiego dowcipu: pani w szkole pyta małego Dawidka: „Dawidek, ile stonoga ma nóg?”. Dawidek: „Ja to bym chciał mieć pani problemy”.
Autorka jest politologiem, założycielką IDEE (Institute for Democracy in Eastern Europe)