Druh Aleksander Kamiński w książce „Kamienie na szaniec" opisywał:
„Stan Rudego był straszny, z trudem rozebrano go i ułożono na łóżku. Całe ciało od pasa do kolan było jakby bardzo silnie opalone i spuchnięte. W wielu miejscach widniały strupy i zakrzepła krew. Nie widać było sińców. Wszystko było rozbite równomiernie.(...) Wielu lekarzy oglądało Rudego. Na wszystkich wygląd skatowanego wywierał wstrząsające wrażenie. Pomogli niewiele. Cóż w tej sytuacji mogli pomóc?(...)Rudy umierał...Ostatnie dwadzieścia cztery godziny męczył się strasznie. Sen przerywały nieustanne paroksyzmy bólu."
Rudy, wyrwany z machiny bandyckiego mordu dzięki akcji przyjaciół, wobec której wyczyny Bonda to przygody misia Colargola, umierał w mieszkaniu Zośki – mózgu akcji Szarych Szeregów. Zośka był chłopcem o filmowej urodzie. Tym gorzej dla niego.
„Gdy zostawali sami z Zośką, sprawiało im przyjemność trzymanie ręki w dłoni przyjaciela"- opisywał druh Aleksander Kamiński ostatnie chwile Rudego. Skąd wiedział, że Rudy z Zośką tak się za ręce trzymali, kiedy nikt nie patrzył? Pisarz zawsze wie nawet to, jaką komuś coś sprawia przyjemność. W przeciwnym razie dziurkowałby bilety w pociągu, naprawiał dyferencjał w cudzym aucie, albo znalazłby sobie jakieś inne pożyteczne zajęcie. Możliwe jednak, że gdy Zośka z dogorywającym Rudym zostawali sami, druh Kamiński przechadzał się obok nich w czapce niewidce. Niewykluczone, że żegnał się, udawał, że wychodzi, głośno tupał, a potem ukrywał się za piecem. Pisarze żyją z podglądania i podsłuchiwania ludzi.
Od opisanych przez druha Kamińskiego wydarzeń mija ponad pół wieku i doczekaliśmy czasu, w którym ludzie przestają rozumieć słowa takie jak: przyjaźń, koleżeństwo, sympatia, lojalność, więź. Zamiast tych wszystkich słów używają wytrychu – relacje. Dobre, złe, nienajlepsze relacje - i tyle. Ludzie zapominają też o słowie: uczucia. Przeżywają za to emocje, a emocjonalność oznacza dla nich coś podejrzanego. Radość, smutek, złość, podniecenie, zdenerwowanie, irytacja, oszołomienie, zawstydzenie, euforia, strach, obawa – na każdym z tych uczuć i na wielu jeszcze innych widnieje papierowa naklejka zastępcza z nazwą - emocja. Miłość? – gdyby przynajmniej zamieniała się tylko miejscami ze słowem seks. Kocha się już przecież dżinsy, czekoladę albo pizzę „Cztery sery". Współczesny harcerz raczej cisnąłby do rzeki Przemszy, Odry, lub Kaczawy swój najukochańszy smartfon, niż powiedziałby kolegom, że kocha rodziców. On może mieć z rodzicami najwyżej dobre relacje.
W tym stanie rzeczy, na książkę napisaną przed pół wiekiem przez druha Kamińskiego napatoczyła się osoba, doktor jakichś nauk, której ktoś płaci za badania literackie. Literaturoznawstwo słowiańskie to jednak chleb niewdzięczny. Trudno zafascynować społeczeństwo analizą obrazu trojki mknącej bezmiernym stepem w prozie Gogola. „Mistrza i Małgorzatę" cytuje z pamięci co druga egzaltowana panienka, a badanie motywów twórczości Czecha Frantiszka Halasa, czy Serba Ivo Andricia to już kompletna wtopa. No więc, trzymanie się Zośki i Rudego za ręce, ich wspólne mieszkanie, wylegiwanie się Zośki obok skatowanego kolegi i czułe dialogi przedśmiertne spisane z natury przez druha Kamińskiego, mogą być dla każdej, niekoniecznie słowiańskiej literaturoznawczyni, przysłowiowym złotym ziarnem, które trafiło się ślepej kurce, a od tego wszystkiego do złotych jajek jeden krok. Bo, czy może być na świecie bardziej szokujący, cyniczny, barbarzyński kij na tych niesamowitych, inteligentnych, heroicznych, cudownych chłopców z Szarych Szeregów? Lepszy, niż rozgłaszanie, że oni, w Szarych Szeregach z miłości erotycznej ku sobie działali, a nie z jakiegoś patriotyzmu, który faszyzmem zalatuje na kilometr, jak się po latach okazało. Przynajmniej występ artystyczny w tańcu na lodzie w telewizorze za takie badanie literackie się należy, jak psu zupa. I wszystko gra i buczy. Ciemny lud i tak do końca świata wytrwa w przekonaniu, że doktor nauk humanistycznych, to lekarz i spróbuj, ćwoku, z doktorem dyskutować. Kłaniać się i czapkę miąć przed doktorką! Na Halasa Franciszka i Andricia Ivo nie złapie się nawet Telewizja Lubań Śląski, a problem - Orientacja seksualna czy patriotyzm ? – choć wydaje się cokolwiek homofobiczny, w metodologii badań literackich wychodzi atrakcyjny jak ta lala! Nie takich rzeczy o Słowianach można się nauczyć u samego źródła literatur słowiańskich, czyli w Paryżu, gdzie doktorka, jak twierdzi – nauk filologicznych nabyła. Fakt, że o trojce, co mknie, to tam coś im się o uszy obiło, a o Halasie, Haszku, czy nawet zwykłej Konopnickiej Marii nikt tam nie słyszał, nie wspominając o Andriciu, więc jak żyć inaczej?. Otóż, poślizgać się na łyżwach w telewizji - do tego badacz literatury jest stworzony. Tam, na samej szpicy, nawet z Superniani wysportowaną laskę ulepią. Badania literackie są kuul! Szef doktorki także w świetle kamer się wygrzewa. Oświadczenia wydając, swoich pięciu minut doczekał. Tylko patrzeć, jak minister jeszcze coś niecoś dorzuci na badania literackie.