Sens powstania

Kult Państwa Podziemnego oraz Powstania Warszawskiego, jaki panował w „Solidarności” nie skłonił Polaków do wywołania następnego powstania. Ale być może pozwolił im wiele ryzykować i dzięki temu „Solidarność" okazała się tak zwycięska – pisze publicysta

Publikacja: 01.08.2013 18:30

Sens powstania

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Red

Krytyka, i to agresywna, Powstania Warszawskiego stała się modą. Podobnie modne jest kwestionowanie dziejów XIX-wiecznych z ich jakże licznymi zrywami. Rzekoma polska skłonność do martyrologii  i składania bezskutecznych ofiar na ołtarzu historii wydaje się być na cenzurowanym.

W przeszłości wielokrotnie kwestionowano celowość powstań, nigdy jednak nie posuwano się tak daleko, by głosić, że polskie dzieje są w zasadzie  bez sensu. Zrodzenie się takich tendencji tłumaczyć można poszukiwaniem tradycji, bardziej odpowiadającej współczesności, w której powstań nie potrzebujemy. Tylko czy te poszukiwania idą w dobrym kierunku?

Rewizja martyrologii

Ci, którzy dokonują antymartyrologicznych rewizji naszej historii czynią to, jak mi się wydaje,  mając na uwadze co najmniej dwie przesłanki.

Popycha ich do tego przekonanie o przesadnej dumie narodowej Polaków, która wedle nich bardziej nas w świecie ośmiesza i czyni prowincjonalnymi. Tradycjonalistyczny polski patriotyzm czyni z klęski zwycięstwo i postawa taka przeczy zdrowemu rozsądkowi.

Drugą przesłanką jest ogrom kosztów materialnych, a przede wszystkim ludzkich owego heroizmu, co jawi się w oczach krytyków, niemal jako zbrodnia. Na stwierdzenie, że sytuacja Polski takiego właśnie heroizmu wymagała i dzięki niemu mogliśmy odzyskać niepodległość, krytycy też mają odpowiedź. Przecież Czesi, Słowacy, Litwini i wielu innych żyjących w tym samym co my regionie Europy kosztownych powstań nie wszczynali, a też osiągnęli swoje i w tym samym momencie dziejowym co my zyskiwali własne państwa. Polska martyrologia, twierdzą, nie ma za sobą żadnych  zasług i nic w istocie nie dała.

Argumenty te z pewnością należy rozważać. Jednostronna heroizacja Powstania Warszawskiego nie jest już dzisiaj dobrym argumentem. Nie oznacza to jednak, że tylko krytycy powstania mają racje.

Co by było, gdyby

Biorąc pod uwagę rok '89 i ostatnie dwudziestolecie można powiedzieć, że tak krytykowana postawa Polaków, nierozsądnie heroiczna, na koniec dała jednak dobre owoce. Czy trzeba dokonywać tak głębokiej rewizji myślenia o własnej przeszłości – można zapytać -  skoro Polska znajduje się w najlepszym położeniu od ponad 200 lat?

Można się zastanawiać i spekulować ( debatując o polskiej skłonności do czynów militarnych i wojaczki ), czy  gdyby nie  bitwa warszawska 1920,  to bolszewizm nie znalazłby się w samym sercu Europy, a Polska nie byłaby sowiecką republiką. Gdyby nie ruch „Solidarności", czy proces rozpadu sowieckiego imperium miałby miejsce i potoczyłby się tak gładko. Zadanie tego ostatniego pytania bynajmniej nie oznacza przypisanie „Solidarności" wszelkich zasług w tym dziele.

Gdy chodzi o Powstanie '44 też można spekulować bez końca, "co by było gdyby". Czy gdyby powstanie nie wybuchło to Warszawa byłaby mniej zniszczona (20 proc. zniszczeń pochodzi z września 39, 30 proc. to wynik powstania, 50 proc. to wynik świadomego niszczenia miasta już po jego klęsce), zginęłoby o wiele mniej ludzi i jaki wpływ wywarłoby to na powojenne dzieje Polski? Krzysztof Kamil Baczyński pewnie by nie zginął, ale czy po wojnie zostałby jednym z pryszczatych, wylądował w stalinowskim więzieniu, wyjechał na emigrację, zamilkł jako poeta? Gdyby dowództwo AK nie wyznaczyło „godziny W", czy powstanie nie wybuchłoby spontanicznie? Albo czy na jego czele nie stanęliby komuniści, Stalin by wtedy pomógł i mentalna sytuacja Polaków byłaby na zakończenie wojny zupełnie inna? A gdyby Stalin pomógł powstaniu, takim jakim ono było,  to  czy nie okazałoby się w jakimś sensie zwycięskie? Czy więc słusznie jest obwinianie za klęskę powstania jego dowódców? Może wina jest Stalina za zbrodniczą obojętność?

Można snuć jeszcze  dalej idące spekulacje, że Powstanie Warszawskie to w pewnym sensie nowa bitwa warszawska, która choć przegrana, to jednak uratowała Zachód przed komunizmem. Dlaczego? Bowiem Armia Czerwona posuwałaby się znacznie szybciej na Zachód (wiadomo jak bardzo Stalinowi zależałoby by opanować jak najwięcej niemieckiego terytorium i Berlin). Stalin chcąc pogrążyć powstanie w dużym stopniu utrudnił sobie realizację swoich własnych planów.

Na każdą spekulację można odpowiedzieć inną przeciw-spekulacją. Spekulacje w obronie powstania, jak i przeciw niemu niczego nie mogą dowieść i niczego nie zmieniają. Mają sens tylko wtedy, gdy pomagają zrozumieć, co się w istocie zdarzyło. Inaczej stają historyczną fikcją, których autorzy udając historyków, popuszczają wodze fantazji.

Polska „wada"

I należy też koniecznie zauważyć, że dzisiejszy spór o sens lub bezsens powstania ma zupełnie inne znaczenie i powody niż ten sam spór przed '89 rokiem.

Wtedy był to spór o to, co robić, jak to sformułował lapidarnie świetny publicysta Tomasz Łubieński „Bić się czy nie bić". Droga do niepodległości w wyobraźni wielu prowadziła przez jakieś powstanie, a dla innych też pragnących niepodległości - był to koszmar. Nie kto inny jednak jak Stanisław Stomma, pozytywista i przeciwnik powstań, stwierdzał, że skłonność Polaków do wojaczki, zdawałoby się tak mało racjonalna, mogła być  jednak pomocna. Wiedza bowiem o tej polskiej „wadzie" powstrzymywała niekiedy innych od nazbyt agresywnych wobec Polaków poczynań. Stanisław Stomma był umysłem subtelnym, stroniącym od wulgarnej jednostronności, mimo siły swoich przekonań.

Dodać też trzeba, że oddziaływanie dziedziczonej tradycji nie bywa na ogół  jakimś prostym naśladownictwem ani nie musi stwarzać  bezpośrednich kontynuacji. Żywa tradycja i kult Państwa Podziemnego oraz Powstania Warszawskiego, jaki panował w opozycji do PRL-u,  a także w ruchu „Solidarności" (chociażby stała obecność symbolu kotwicy – Polska Walcząca) bynajmniej nie skłoniły Polaków do wywołania następnego powstania. Być może jednak pozwoliły im wiele ryzykować i dzięki temu ruch „Solidarności", jak rzadko w naszych dziejach najnowszych,  okazał się tak zwycięski.

Historia pełna sukcesów

Dzisiejszy spór o sens lub bezsens Powstania Warszawskiego ma zupełnie nowe znaczenie, które nie do końca chyba jeszcze potrafimy odczytać i zrozumieć. Intuicja podpowiada, że związane jest to z całkowicie zmienioną sytuacją polskiej wspólnoty politycznej, że dylematu: „bić się czy nie bić" już nie ma, że kształtuje się w ogromnej mierze nowy kanon narodowych symboli, dokonują się ogromne przesunięcia narodowym imaginarium.

Ani spór o Powstanie Warszawskie nie został  zakończony, ani też szersze procesy, o których mowa nie nabrały wyrazistego kształtu.

W tym nowym polskim położeniu szukać zresztą można innych tradycji,  bardziej odpowiadających wyzwaniom współczesności niż powstańcza, heroiczna, martyrologiczna. Pisanie o XIX wiecznych sukcesach gospodarczych Staszica i Druckiego-Lubeckiego (czego jednym ze świetnych reprezentantów jest Stefan Bratkowski), czy silniejsze akcentowanie najrozmaitszych fragmentów dziejów I Rzeczypospolitej (co w tak ciekawy sposób czynią wydawnictwa Trybunału Konstytucyjnego podkreślając tradycje polskiego prawodawstwa) to w pełni zasadne próby propagowania innych wątków wraz z przekonaniem, że lepiej pasują one do dzisiejszych czasów.

Dlaczego więc tak wielu, zamiast najzwyczajniej odsunąć na bok tradycję powstańczą i propagować inną, bardziej ich zdaniem odpowiadającą naszym czasom, z taką pasją ową tradycję kwestionuje?

Powodem jest pewnie przede wszystkim to, że o polskiej przeszłości zwłaszcza XX-wiecznej, nie sposób opowiedzieć,  pomijając Powstanie Warszawskie. Podobnie jak o polskich dziejach XIX wieku trudno opowiedzieć bez kolejnych insurekcji. Można oczywiście stawiać na inne wątki polskiej tradycji, ale do tej powstańczej i heroicznej, i martyrologicznej trzeba się ustosunkować. Czy słusznym jest więc uznawać Powstanie Warszawskie wyłącznie za bezsens?

Musi budzić zastanowienie, że procent naszych rodaków, którzy w agresywny sposób negują sens powstania,  jest dziś wysoki. To też znaczący nurt intelektualny - w wielu kręgach niemal obowiązujący sposób mówienia. Dlaczego tak się dzieje warte jest zastanowienia. Przede wszystkim to niechęć do bycia ofiarą. Bycie ofiarą i zadeklarowanie się jako ofiara nie jest łatwe. Odbierane być może jako poniżenie. Przed poczuciem poniżenia ratowała wcześniej świadomość bohaterstwa (prawdziwego lub mniemanego). Odrzucenie tradycji powstań to odrzucenie tego poniżenia, jaki zawsze przeżywają przegrywający. Takie był kierunek wyjaśniania sobie tego zjawiska na gruncie psychologii społecznej.

Polacy, którzy odnieśli sukces wraz z '89 rokiem chcą dalszych sukcesów, pragną też mieć historię pełną sukcesów. Potrzeba nam „muzeum sukcesu", twierdzi jeden z najciekawiej myślących polskich polityków.  Zamiast przegranych powstań w XIX wieku, noblistka Maria Skłodowska -Curie, zamiast Mickiewicza - Gombrowicz (jak proponował pewien najpierw prawicowy, a później lewicowy polityk), zamiast września '39 spekulacja: co by było, gdybyśmy zawarli pakt z Hitlerem (jak chce autor głośnej książki „Pakt Ribbentrop- Beck").

Wyłażą kompleksy

Spory historyczne przybierają u nas dość emocjonalne tony. Dotyczy to również sporu o sens czy bezsens powstania '44. Podniosły i patetyczny ton niektórych jego zwolenników jest dobrze znany. Po drugiej stronie nie brak celowo niemal prowokujących i ostrych sformułowań („zbrodnia Powstania Warszawskiego", „dowódców powstania winnych jego wybuchu należałoby postawić przed trybunałem stanu" itd.). Zwolennicy powstania są chyba w większości, ale to  mniejszość po drugiej stronie intelektualnie jest nader aktywna.

Spór nie wydaje się,  dotąd, specjalnie owocny. Przybiera często dość pokraczne formy. Z jednej strony mamy tych, którzy polskie klęski mają za heroiczne zwycięstwa, z drugiej - tych, którzy owe klęski mają za narodową hańbę i głupotę.  Pierwsi oskarżają tych drugich o narodowy indyferentyzm.  Ci z kolei uważają tych pierwszych za prowincjuszy, którzy swoimi naiwnymi opowiastkami o polskich bohaterach i powstaniach kompromitują Polskę.

Jedni i drudzy nie stoją jednak na pewnym gruncie. Nie jest wcale takie pewne, że świat nie chce słuchać o porażkach kogoś, kto im sprostał (Muzeum Powstania warszawskiego stało się jedną z największych polskich atrakcji turystycznych) ani że mówienie o polskich sukcesach jest najlepszą forma autoreklamy. Oliwy do ognia dolewa to, że w nurcie myślenia, w którym kwestionuje się sens polskiego heroizmu,  nader chętnie mówi  o hańbiących kompromitacjach takich jak Jedwabne. Inni temu przeczą lub starają się je tuszować i pomniejszać ich znaczenie.

Z obu postaw wyłażą stare kompleksy, zrodzone w czasie, gdy pierwszorzędnym problemem był brak niepodległości, a Polacy ani nie mogli między sobą swobodnie dyskutować,  ani też być dobrze słyszani przez innych.

Jak pamiętać

Gdyby odczytać utajoną intencję krytyków „nigdy więcej my Polacy nie chcemy być ofiarą", to z tym przesłaniem trudno się nie zgodzić. Zbędna jest też dzisiaj heroizacja naszych historii, bowiem nie wiadomo do czego miałaby mobilizować. Z drugiej jednak strony owe skrajnie negatywne wypowiedzi o Powstaniu Warszawskim (polskich powstaniach w ogólności) związane są z niezrozumieniem, czym jest pamięć historyczna.

Tymczasem nie ma ona przypominać gry, którą można jeszcze raz zagrać.  Przeszłość, mimo wielu interpretacji, jakie jej nadajemy, pozostaje niezmienna.

Jeśli ktoś chce pogrążyć powstanie stwierdzeniem, że miasto zostało zniszczone lub co gorsza zginęło w nim aż tyle wartościowych ludzi, to musi też zapytać, czy taka była intencja walczących i w imię jakich wartości narażali oni swe życie. Powstanie może być przez kogoś oceniane jako błąd, ale co z ludźmi, którzy w nim uczestniczyli? Czy mamy ich uznać za oszukanych albo za głupców?

Czy też winniśmy pytać, w imię jakich wartości tam byli? Jakich dokonywali wyborów, które w większości musiały być tragiczne? Kto chce je tylko potępiać, ten usuwa z polskich dziejów ich tragiczność. Chciałby je wygładzić i postawić w nich tylko te opowieści, które kończą się happy endem.

Na szczęście nie stoją przed nami dylematy „bić się czy nie bić". Chodzi wyłącznie o to, jak pamiętać. Potrzebne jest więc lepsze rozumienie naszej polskiej i europejskiej przeszłości, a nie rozstrzyganie dylematów, które lepiej czy gorzej rozstrzygnęli za nas nasi przodkowie.

Uczestnicy tragicznych wydarzeń z przeszłości popełniali pewnie poważne błędy, które można analizować, kierowali się jednak w większości takimi wartościami jak: wolność, godność, odwaga czy lojalność. Nie wszyscy żołnierze powstania byli jego zwolennikami - na przykład Jan Józef Lipski. Walczył jednak wraz z innymi. Nie twierdził, że ktoś go oszukał czy omamił.  Podobnie Wiesław Chrzanowski, osoba o zupełnie innych poglądach. Był przeciwny powstaniu, a mimo to walczył.

Jeśli już ktoś chce koniecznie potępiać decyzje polityczne, które do powstania doprowadziły, winien się zastanawiać, dlaczego  walczył w nim Jan Józef Lipski, socjalista z PPS,  i Wiesław Chrzanowski narodowy demokrata – obaj   septyczni patrioci, pełni odwagi, lojalni wobec wspólnoty ludzi, w której przyszło im żyć.

Kto natomiast o powstaniu chce zapominać lub widzieć w nim tylko klęskę, gubiąc tragizm historii, ten pozbawia się zrozumienia przeszłości i banalizuje pamięć, potrzebną każdej zbiorowości politycznej.

Kazimierz Wóycicki, pracownik naukowy Uniwersytetu Warszawskiego, przewodniczący Stowarzyszenia Przyjaciół Muzeum Historii Polski, autor licznych prac o europejskiej i niemieckiej pamięci historycznej

Krytyka, i to agresywna, Powstania Warszawskiego stała się modą. Podobnie modne jest kwestionowanie dziejów XIX-wiecznych z ich jakże licznymi zrywami. Rzekoma polska skłonność do martyrologii  i składania bezskutecznych ofiar na ołtarzu historii wydaje się być na cenzurowanym.

W przeszłości wielokrotnie kwestionowano celowość powstań, nigdy jednak nie posuwano się tak daleko, by głosić, że polskie dzieje są w zasadzie  bez sensu. Zrodzenie się takich tendencji tłumaczyć można poszukiwaniem tradycji, bardziej odpowiadającej współczesności, w której powstań nie potrzebujemy. Tylko czy te poszukiwania idą w dobrym kierunku?

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?