Krytyka, i to agresywna, Powstania Warszawskiego stała się modą. Podobnie modne jest kwestionowanie dziejów XIX-wiecznych z ich jakże licznymi zrywami. Rzekoma polska skłonność do martyrologii i składania bezskutecznych ofiar na ołtarzu historii wydaje się być na cenzurowanym.
W przeszłości wielokrotnie kwestionowano celowość powstań, nigdy jednak nie posuwano się tak daleko, by głosić, że polskie dzieje są w zasadzie bez sensu. Zrodzenie się takich tendencji tłumaczyć można poszukiwaniem tradycji, bardziej odpowiadającej współczesności, w której powstań nie potrzebujemy. Tylko czy te poszukiwania idą w dobrym kierunku?
Rewizja martyrologii
Ci, którzy dokonują antymartyrologicznych rewizji naszej historii czynią to, jak mi się wydaje, mając na uwadze co najmniej dwie przesłanki.
Popycha ich do tego przekonanie o przesadnej dumie narodowej Polaków, która wedle nich bardziej nas w świecie ośmiesza i czyni prowincjonalnymi. Tradycjonalistyczny polski patriotyzm czyni z klęski zwycięstwo i postawa taka przeczy zdrowemu rozsądkowi.
Drugą przesłanką jest ogrom kosztów materialnych, a przede wszystkim ludzkich owego heroizmu, co jawi się w oczach krytyków, niemal jako zbrodnia. Na stwierdzenie, że sytuacja Polski takiego właśnie heroizmu wymagała i dzięki niemu mogliśmy odzyskać niepodległość, krytycy też mają odpowiedź. Przecież Czesi, Słowacy, Litwini i wielu innych żyjących w tym samym co my regionie Europy kosztownych powstań nie wszczynali, a też osiągnęli swoje i w tym samym momencie dziejowym co my zyskiwali własne państwa. Polska martyrologia, twierdzą, nie ma za sobą żadnych zasług i nic w istocie nie dała.