Decyzja Platformy Obywatelskiej o wezwaniu do absencji w warszawskim referendum wydaje się zgodna z formalnymi regułami demokratycznej gry. O wyniku wyborów decyduje bowiem często frekwencja, a zabieganie o jej zwiększenie lub zmniejszenie, czy nam się to podoba, czy nie, pozostaje jeszcze jednym narzędziem, po który – w ramach prawa – sięgać mogą partie polityczne.
Dokładnie tak samo jak drużyna piłkarska ma formalne prawo – niezbyt być może elegancko – spowalniać widowisko sportowe, by „dowieźć” do końca korzystny wynik, a prawnik w sądzie może stosować różne formalne sztuczki w interesie swojego klienta.
Wyczerpani, zmęczeni
Podkreślając to wszystko i polemizując nieco z tymi, którzy przy pomocy wielkich kwantyfikatorów decyzję PO odsądzali od demokratycznej czci i wiary, nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z poważnym politycznym błędem. Wzywając bowiem swych zwolenników do pozostania w domu, Platforma paradoksalnie ogranicza pole politycznej gry prezydent Hannie Gronkiewicz-Waltz, ułatwia zadanie opozycji, a własnym wyborcom prezentuje się coraz bardziej jako partia wyczerpana i zmęczona.
Dwie kadencje rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz czekają dopiero na swój pełny, uczciwy i zniuansowany osąd. W tej chwili powiedzieć można jedynie tyle, że w sytuacji, w której stolica stała się wielkim placem budowy, najbardziej oczywiste i namacalne są koszty, niedogodności, a czasem także spektakularne porażki.
Wymierna zaś politycznie satysfakcja mieszkańców, sukcesy i owoce, jeśli przyjdą, to zapewne później. A rozmaite wstęgi – jak często bywa w demokracji – przecinać mogą dopiero następcy pani prezydent. I to niekoniecznie z PO.