Z tak stawianego jej zarzutu wynika, że mamy do czynienia z medium, które w sposób pokojowy zamierza z klerem zrobić porządek. A więc pójść w ślady jakobinów, tyle że bez przelewu krwi.
To oczywiście demagogia. Wystarczy przeczytać kąśliwy komentarz „GW” do homilii arcybiskupa Henryka Hosera, wygłoszonej w niedzielę z okazji Dnia Środków Masowego Przekazu. „Wyborcza” nie przepuści żadnej sposobności do tego, żeby przyłożyć hierarsze, który miał być jej pupilem, a nim nie został. Ale to oczywiście nie musi oznaczać – jak często gazeta usiłuje przekonać nieufnych wobec niej katolików – wojny z samym Kościołem.
Czym się tym razem naraził „GW” ordynariusz warszawsko-praski? Arcybiskup Hoser ośmielił się stwierdzić, że prawda jest niezmienna i nie zależy od koniunktury. „My nie jesteśmy twórcami prawdy, ale jej sługami i odkrywcami” – dodał.
Dla komentatorki „Wyborczej” jest to powód do dworowania z hierarchy. Uważa ona bowiem, że wie lepiej od niego, jaki ma być Kościół. A ma to być Kościół księdza Lemańskiego, a więc kapłana, który – jej zdaniem – koniunkturalistą nie jest, w przeciwieństwie do ordynariusza warszawsko-praskiego. Były proboszcz parafii w Jasienicy spełnia bowiem – i to już możemy sobie swobodnie dopowiedzieć – podstawowy warunek: skarży się „GW” na swojego przełożonego, arcybiskupa Hosera, który nie uważa, że Kościół ma spełniać ideologiczne wymagania lewicowo-liberalnych mediów, chociażby przytakiwać im, kiedy zachwalają in vitro.
Wynika z tego, że „Wyborcza” tak naprawdę antyklerykalna nie jest. Przecież jej chodzi tylko o samo dobro Kościoła, o to, żeby nie zabierał głosu w sprawach, na których się nie zna – na przykład w kwestii tego, jakie poważne konsekwencje dla katolika niesie wiara w Boga. Jeśli Kościół będzie jedynie raczył ludzi poczciwymi pogadankami o tym, że warto być przyzwoitym człowiekiem – kimś, kto przestrzega zasad ruchu drogowego i dba o zieleń – to zostanie uznany za instytucję jak najbardziej użyteczną. Tylko proszę bez skojarzeń z użytecznymi idiotami.