Niedawna strzelanina w Warszawie – prezes ogródków działkowych postrzelił swojego znajomego podczas kłótni o pielenie – powinna wywołać poważną dyskusję o zasadach dostępu do broni. Jest to bowiem kolejny dowód na to, że zasady przyznawania obywatelom pozwoleń na broń oraz kontroli tych już wydanych są patologiczne. I nie chodzi o to, aby były jeszcze ostrzejsze, jak chciałaby zapewne policja. Powinny być proste, a przede wszystkim przejrzyste i jednoznaczne, bo działający dzisiaj system to wciąż w ogromnej mierze przedłużenie peerelowskiej praktyki, zgodnie z którą broń mogli dostać tylko wybrani, słuszni obywatele.
Policyjna uznaniowość
Sprawa dostępu do broni palnej rzadko wywołuje w Polsce emocje. Większość opinii publicznej nie dostrzega jej ścisłego związku z zagadnieniem wolności obywatelskich. Na ogół każda próba podważenia obecnego stanu rzeczy jest kwitowana przez jego zwolenników skrajnie demagogicznym stwierdzeniem: „Nie można przecież rozdać broni wszystkim". To oczywista bzdura i nikt ze środowiska walczącego o zmianę przepisów (to m.in. Ruch Obywatelski Miłośników Broni czy ludzie skupieni wokół wielu klubów strzeleckich) tego nie postuluje. Fałszem jest też przedstawianie postulatów tych grup jako żądań liberalizacji przepisów, bo wśród propozycji są i takie, które system by uszczelniły czy wręcz zaostrzyły. Chodzi przede wszystkim o to, aby usunąć z niego fatalny element policyjnej uznaniowości.
W sprawie wydawania pozwoleń na broń odbija się szczególnie wyraźnie stosunek państwa do obywatela
Na początek trzeba skrótowo przedstawić stan prawny. Kategorii pozwoleń na broń jest kilka. Można ją posiadać jako kolekcjoner – dotyczy to także współczesnej sprawnej broni palnej tzw. bojowej. Można ją mieć w związku z wykonywaną pracą, ale tylko w trakcie wykonywania obowiązków lub tylko na terenie danego obiektu (np. pracownicy ochrony albo strażnicy w niektórych zakładach – jest to tzw. broń obiektowa). Największą grupę prywatnych posiadaczy broni w Polsce stanowią myśliwi, przy czym przepisy dopuszczają również posiadanie przez nich broni krótkiej. Można wreszcie mieć pozwolenie na broń do celów sportowych, i to nawet na kilka, a w niektórych przypadkach kilkanaście egzemplarzy. Może to być broń niemal każdego rodzaju, od broni czarno-prochowej począwszy, poprzez strzelby gładkolufowe i typowo sportową broń bocznego zapłonu (mniejszy kaliber, mniejsza siła rażenia, większa dokładność), na normalnej krótkiej broni palnej bojowej centralnego zapłonu skończywszy. Jest wreszcie kategoria pozwoleń, o której najczęściej myślą zwykli obywatele, gdy słyszą o dostępie do broni: broń do ochrony osobistej. Przy czym chodzi o broń ostrą, a nie stosunkowo mało skuteczną gazową, która zresztą w wielu krajach, inaczej niż w Polsce, w ogóle nie wymaga posiadania pozwolenia.
Do czasu nowelizacji ustawy o broni i amunicji z roku 2011 policja miała w zasadzie pełną dowolność w przyznawaniu pozwoleń na broń w każdej ze wspomnianych kategorii. Nowelizacja, przynajmniej w teorii, zobiektywizowała wreszcie zasady przyznawania pozwoleń na broń do celów sportowych. Dziś – powtórzmy: teoretycznie – jest tak, że po spełnieniu określonych warunków (członkostwo w klubie strzeleckim, zdanie egzaminu na patent strzelecki, posiadanie licencji zawodnika i dostarczenie badań lekarskich) policja musi wydać pozwolenie na broń do celów sportowych. ROMB udokumentował jednak całkiem sporo przypadków, w których odpowiedzialne za wydawanie pozwoleń Wydziały Postępowań Administracyjnych komend wojewódzkich na różne sposoby utrudniały tę procedurę.