Rzecz dotyczy nieco ponad 80 milionów złotych. O tyle mniej od Poczty Polskiej za swoje usługi zażyczyła sobie Polska Grupa Pocztowa w sprawie, która stała się bardzo głośna: doręczanie przesyłek sądowych. Przypomnę, że do usług PGP pojawiła się cała masa zarzutów: powiadomienia w jakiejś części nie docierają do zainteresowanych. Podobnie z tzw. zwrotkami, które nie trafiają do sądów. Są kłopoty z przesyłaniem akt. Doręczyciele PGP działają ponoć w sposób mało profesjonalny. I sprawa najsłynniejsza, czyli niekonwencjonalne miejsca odbioru przesyłek – na przykład sklepy, z zoologicznymi i monopolowymi włącznie.
Jestem przekonany, że o ile sytuacja błyskawicznie się nie poprawi, PGP straci ten kontrakt. Co oczywiście nie oznacza końca bałaganu, gdyż trzeba będzie rozliczyć dotychczasowe usługi, przeprowadzić kolejny przetarg i wdrożyć kolejny mechanizm dostarczania przesyłek z sądów. Z tym ostatnim będzie pewnie akurat najmniejszy problem, gdyż z dużą dozą pewności można twierdzić, że zwycięzcą okaże się poczta, do której można mieć całą masę zastrzeżeń, ale która akurat w tej dziedzinie funkcjonowała dobrze. Pewnie bylibyśmy też świadkami ciekawego sporu sądowego, gdyż PGP kontraktu łatwo nie odpuści, tak jak teraz nie odpuszcza go Poczta, próbując dochodzić swoich racji właśnie w sądzie.
Za cenę 84 milionów złotych państwo zlekceważyło swoich obywateli
Takie mamy prawo
Ten cały eksperyment na żywym organizmie jest przeprowadzony w ramach korzyści obliczonej, przypomnę, na 84 miliony złotych. Korzyści zresztą w jakiejś mierze problematycznej, gdyż jak zwykle w Polsce nie szacuje się kosztów alternatywnych. Jeżeli rzeczywiście jest tak, że brakuje sprawnej komunikacji z sądami i między sądami, koszty wymiaru sprawiedliwości po prostu rosną, choćby z powodu nieodbytych i przekładanych rozpraw. Ale całe zamieszanie, którego jesteśmy świadkami od początku roku, pokazuje słabość i absurdalny wymiar procesów przetargowo-reformatorsko-liberalizacyjnych w Polsce.
Otóż jest tak, że od czasów reform Leszka Balcerowicza w naszym kraju niespecjalnie udają się duże reformy i duże liberalizacje. Jeżeli mamy do czynienia z procesem rozłożonym na lata, a tak wygląda sprawa na przykład w przypadku rynku telekomunikacyjnego, prawdopodobieństwo sukcesu znacząco się zwiększa.