Franciszek, sojusznik Władimira

Rosyjskie ukąszenie jest w Watykanie wciąż żywe. Historia nie wyleczyła kościelnych dyplomatów z wiary w szczerość intencji Kremla – pisze publicysta.

Publikacja: 05.03.2014 01:00

Tomasz P. Terlikowski

Tomasz P. Terlikowski

Foto: Fotorzepa/Ryszard Waniek

Od końca pontyfikatu Benedykta XVI widać wyraźne ukłony Stolicy Apostolskiej w kierunku Rosji. Franciszek ten proces wzmocnił i równocześnie osłabił inne kierunki polityki watykańskiej. A dowodów na to jest aż nadto. Zacznijmy od tego z ostatnich dni. Oto w obliczu ostrego konfliktu na Ukrainie, gdy wojska rosyjskie naruszyły integralność terytorialną Ukrainy i zażądały rozbrojenia od ukraińskich jednostek, papież wzywał do pokojowego rozwiązania konfliktu. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie zaskakująca treść tej prośby. „Drodzy bracia i siostry, jeszcze raz proszę was o modlitwę za Ukrainę, która znajduje się w bardzo niepewnej sytuacji. Gorąco pragnę, aby wszyscy, którzy tworzą ten kraj, starali się przezwyciężyć nieporozumienia i razem budować przyszłość kraju. Zarazem zwracam się z usilnym apelem do wspólnoty międzynarodowej, aby wspierała wszelkie inicjatywy służące dialogowi i zgodzie" – powiedział Ojciec Święty.

Bez wymieniania sprawców

Sam apel nie jest zaskoczeniem. Każdy papież modliłby się o powstrzymanie wojny, która łatwo może przekształcić się nawet w starcie światowych imperiów. Jeśli coś zaskakuje, to jedynie obraz konfliktu, jaki wyłania się z tych słów, a dokładnie, dyskretne pominięcie sił zewnętrznych, jakie biorą udział w owej rozgrywce. Warto bowiem przypomnieć, że nie jest tak, że konflikt ów napędzają tylko wewnętrzne nieporozumienia, a słowa papieskie padały w momencie, gdy rosyjskie jednostki dzielnie przemieszczały się już po terytorium suwerennej Ukrainy. Ale o nich Ojciec Święty, choćby i bardzo dyplomatycznie, na przykład bez wymieniania nazwy państwa, nawet nie wspomniał.

Pierwszym wyjaśnieniem takiego postępowania może być strategia komunikacyjna, którą od samego początku tego pontyfikatu możemy obserwować na co dzień. Franciszek unika jak ognia wskazywania przeciwników czy określania sprawców rzezi i masakr. Gdy mówi o atakach na chrześcijan w Afryce i ich ofiarach, niemal nigdy nie pada określenie sprawców. Podobnie było, gdy wynosił na ołtarze męczenników z Otranto, którzy zostali zamordowani, bo nie zgodzili się przyjąć islamu. Franciszek pięknie ich uczcił, ale w kazaniu milczeniem pominął wyznanie religijne sprawców tamtej masakry. I wiele wskazuje na to, że podobnie jak z islamem Franciszek zamierza postępować z wszystkimi uczestnikami życia międzynarodowego, starannie unikając nazywania ich po imieniu.

Putinowi nie zależy na jedności czy ekumenizmie, ale na realizacji własnego politycznego planu

W przypadku Rosji chodzi jednak o coś więcej niż tylko o politykę przemilczania i nieprowokowania przeciwników. A żeby sobie to uświadomić, warto przyjrzeć się kolejnym elementom polityki samego Franciszka (ale także jego poprzednika Benedykta XVI) wobec Rosji. Ten pontyfikat rozpoczął się od niezwykle mocnego listu Franciszka do Władimira Putina przed spotkaniem państw G20. Papież przypominał w nim  nie tylko o tym, że konieczne jest duchowe podejście do rozwiązywania problemów gospodarczych świata, ale też prosił o pomoc w rozwiązaniu dramatu Syrii. Później było osobiste spotkanie papieża i Putina, na które prezydent Rosji – wiele wskazuje na to, że absolutnie celowo – spóźnił się, i wreszcie ostatnie wypowiedzi Franciszka, dyskretnie pomijające rolę Rosji w konflikcie ukraińskim.

Za słowami idą czyny

Ale myli się ten, kto sądzi, że ta linia jest dziełem Franciszka. Zapoczątkował ją bowiem Benedykt XVI. To on zaczął politykę ustępstw wobec Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej i Kremla, odwołując z Moskwy arcybiskupa Tadeusza Kondrusiewicza (któremu władze i prawosławie wypominały polskie pochodzenie) i przenosząc go do Mińska, czy naciskając na polski Kościół, by ten rozpoczął głęboki proces pojednania z Cerkwią prawosławną i Rosją. Owocem tego eklezjalnego nacisku był wspólny list biskupów polskich i rosyjskich, który miał być początkiem procesu pojednania i krokiem na drodze do ściślejszej współpracy między Cerkwią a Kościołem i między Moskwą a Watykanem.

Uważna lektura zarówno listu Franciszka do Putina, jak i wspólnego dokumentu polskich i rosyjskich biskupów pozwala zrozumieć fundamenty zaskakującej dla Polaków polityki Stolicy Apostolskiej. U jej podstaw leży głębokie przekonanie, że Rosja Putina może być istotnym sojusznikiem w budowaniu koalicji obrony chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Nadzieja ta opiera się zresztą na konkretnych wypowiedziach samego prezydenta Rosji i jego bliskich współpracowników, którzy otwarcie nawiązują jeszcze do carskich zapewnień o tym, że gwarantem bezpieczeństwa blisko- wschodnich chrześcijan będzie właśnie ich kraj. Rosja zresztą, co też trzeba przyznać, skutecznie zabiega o interesy prawosławnych, a niekiedy nawet przyczynia się do ich obrony. Ten element polityki watykańskiej świetnie widać w liście Franciszka do Putina.

Ale jest jeszcze jeden, nie mniej istotny element, kształtujący politykę Stolicy Apostolskiej. Rosja Putina, niezależnie od jego prawdziwych intencji, stała się jednym z nielicznych krajów otwarcie kwestionujących kierunek, w jakim zmierza cywilizacja zachodnia. Putin w kolejnych wypowiedziach zapewnia, że trzeba go odwrócić, że jedyną nadzieją jest chrześcijaństwo i że trzeba je wspierać.

Konkretne rozwiązania prawne (przede wszystkim zakaz propagandy gejowskiej w Rosji czy ograniczenie prawa do reklamy aborcji) czy zaangażowanie Rosji w obronę krzyży przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka pokazuje zaś, że za słowami idą czyny (podkreślam – niezależnie od tego, jak oceniamy ich intencje). Taka konserwatywna Rosja może być istotnym sojusznikiem Watykanu na arenie międzynarodowej i przyczyniać się do istotnej zmiany układu sił.

Komunizm niepotępiony

Trzecim elementem tej ostrożnej polityki wobec Rosji może być zaś obecne zarówno w myśleniu Franciszka, jak i Benedykta XVI pragnienie pojednania z prawosławiem, którego najważniejszym elementem pozostaje Rosja. Bez zgody Kremla nie będzie kolejnych kroków patriarchatu moskiewskiego, a bez niego (największego obecnie) nie będzie realnego postępu na drodze budowania jedności. Układanie się więc z Kremlem, a przynajmniej ograniczanie kroków, które mogłyby go rozwścieczyć, jest elementem strategii ekumenicznej obu ostatnich papieży.

I cała ta linia byłaby całkowicie zrozumiała, gdyby Rosja była zupełnie normalnym krajem, a Putin zwyczajnym przywódcą. Problem jest w tym, że tak nie jest, a ponadto skuteczność polityki dogadywania się z Rosją i Rosyjską Cerkwią Prawosławną została już przetestowana w latach 60. i 70. Jedynym skutkiem polityki odprężenia i zapraszania rosyjskich prawosławnych do dialogu, a także komunistów do debaty, był brak jasnego potępienia komunizmu na Soborze Watykańskim II, a także poczucie osamotnienia katolików z krajów sowieckich. Innych korzyści nie było, bo... ówczesnym władcom Rosji wcale nie zależało na jedności, a hierarchowie Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej byli od nich całkowicie zależni.

Nie inaczej jest obecnie. Putinowi nie zależy na jedności czy ekumenizmie, ale na realizacji własnego politycznego planu, którego istotnym elementem jest Cerkiew – pozbawiona jednak politycznej samodzielności. Watykan jest więc dla niego tylko narzędziem, które w każdej chwili może zostać wyrzucone (czego sygnałem było celowe spóźnienie na spotkanie z Ojcem Świętym).

Jeśli więc Stolica Apostolska chciałaby rzeczywiście przyspieszenia dialogu czy umocnienia sojuszu w obronie cywilizacji, to skuteczniejszą metodą wydaje się umacnianie Ukrainy, a także budowa patriarchatu greckokatolickiego i pośrednie (to oczywiście jest trudne) wspieranie zbudowania kanonicznego patriarchatu prawosławnego w Kijowie. W takiej sytuacji to Cerkiew na Ukrainie stałaby się największą siłą wewnątrz prawosławia, a z historii wiadomo, że jest ona o wiele bardziej skłonna do rozmów i współpracy z Rzymem.

Przedsmak takiej współpracy mieliśmy już na Majdanie, gdzie grekokatolicy i niekanoniczni prawosławni wspólnie modlili się w jednej kaplicy. Niestety wiele wskazuje na to, że rosyjskie ukąszenie jest w Watykanie wciąż żywe i że historia nie wyleczyła dyplomatów z wiary w szczerość intencji władców Rosji.

Autor jest filozofem, ?redaktorem portalu fronda.pl

Od końca pontyfikatu Benedykta XVI widać wyraźne ukłony Stolicy Apostolskiej w kierunku Rosji. Franciszek ten proces wzmocnił i równocześnie osłabił inne kierunki polityki watykańskiej. A dowodów na to jest aż nadto. Zacznijmy od tego z ostatnich dni. Oto w obliczu ostrego konfliktu na Ukrainie, gdy wojska rosyjskie naruszyły integralność terytorialną Ukrainy i zażądały rozbrojenia od ukraińskich jednostek, papież wzywał do pokojowego rozwiązania konfliktu. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie zaskakująca treść tej prośby. „Drodzy bracia i siostry, jeszcze raz proszę was o modlitwę za Ukrainę, która znajduje się w bardzo niepewnej sytuacji. Gorąco pragnę, aby wszyscy, którzy tworzą ten kraj, starali się przezwyciężyć nieporozumienia i razem budować przyszłość kraju. Zarazem zwracam się z usilnym apelem do wspólnoty międzynarodowej, aby wspierała wszelkie inicjatywy służące dialogowi i zgodzie" – powiedział Ojciec Święty.

Pozostało 88% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA