Od końca pontyfikatu Benedykta XVI widać wyraźne ukłony Stolicy Apostolskiej w kierunku Rosji. Franciszek ten proces wzmocnił i równocześnie osłabił inne kierunki polityki watykańskiej. A dowodów na to jest aż nadto. Zacznijmy od tego z ostatnich dni. Oto w obliczu ostrego konfliktu na Ukrainie, gdy wojska rosyjskie naruszyły integralność terytorialną Ukrainy i zażądały rozbrojenia od ukraińskich jednostek, papież wzywał do pokojowego rozwiązania konfliktu. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie zaskakująca treść tej prośby. „Drodzy bracia i siostry, jeszcze raz proszę was o modlitwę za Ukrainę, która znajduje się w bardzo niepewnej sytuacji. Gorąco pragnę, aby wszyscy, którzy tworzą ten kraj, starali się przezwyciężyć nieporozumienia i razem budować przyszłość kraju. Zarazem zwracam się z usilnym apelem do wspólnoty międzynarodowej, aby wspierała wszelkie inicjatywy służące dialogowi i zgodzie" – powiedział Ojciec Święty.
Bez wymieniania sprawców
Sam apel nie jest zaskoczeniem. Każdy papież modliłby się o powstrzymanie wojny, która łatwo może przekształcić się nawet w starcie światowych imperiów. Jeśli coś zaskakuje, to jedynie obraz konfliktu, jaki wyłania się z tych słów, a dokładnie, dyskretne pominięcie sił zewnętrznych, jakie biorą udział w owej rozgrywce. Warto bowiem przypomnieć, że nie jest tak, że konflikt ów napędzają tylko wewnętrzne nieporozumienia, a słowa papieskie padały w momencie, gdy rosyjskie jednostki dzielnie przemieszczały się już po terytorium suwerennej Ukrainy. Ale o nich Ojciec Święty, choćby i bardzo dyplomatycznie, na przykład bez wymieniania nazwy państwa, nawet nie wspomniał.
Pierwszym wyjaśnieniem takiego postępowania może być strategia komunikacyjna, którą od samego początku tego pontyfikatu możemy obserwować na co dzień. Franciszek unika jak ognia wskazywania przeciwników czy określania sprawców rzezi i masakr. Gdy mówi o atakach na chrześcijan w Afryce i ich ofiarach, niemal nigdy nie pada określenie sprawców. Podobnie było, gdy wynosił na ołtarze męczenników z Otranto, którzy zostali zamordowani, bo nie zgodzili się przyjąć islamu. Franciszek pięknie ich uczcił, ale w kazaniu milczeniem pominął wyznanie religijne sprawców tamtej masakry. I wiele wskazuje na to, że podobnie jak z islamem Franciszek zamierza postępować z wszystkimi uczestnikami życia międzynarodowego, starannie unikając nazywania ich po imieniu.
Putinowi nie zależy na jedności czy ekumenizmie, ale na realizacji własnego politycznego planu
W przypadku Rosji chodzi jednak o coś więcej niż tylko o politykę przemilczania i nieprowokowania przeciwników. A żeby sobie to uświadomić, warto przyjrzeć się kolejnym elementom polityki samego Franciszka (ale także jego poprzednika Benedykta XVI) wobec Rosji. Ten pontyfikat rozpoczął się od niezwykle mocnego listu Franciszka do Władimira Putina przed spotkaniem państw G20. Papież przypominał w nim nie tylko o tym, że konieczne jest duchowe podejście do rozwiązywania problemów gospodarczych świata, ale też prosił o pomoc w rozwiązaniu dramatu Syrii. Później było osobiste spotkanie papieża i Putina, na które prezydent Rosji – wiele wskazuje na to, że absolutnie celowo – spóźnił się, i wreszcie ostatnie wypowiedzi Franciszka, dyskretnie pomijające rolę Rosji w konflikcie ukraińskim.