W rolę dekapitowanego (a wcześniej rozczłonkowywanego) wolnomyśliciela wcieli się uczony oraz ateistyczny celebryta profesor Jan Hartman.
Sprawę oprotestowała już celebrytka ideologiczna z drugiej strony sceny (równie niezawodna co Hartman, gdy trzeba komuś werbalnie obić twarz) profesor Krystyna Pawłowicz (fantazja, za której podglądanie oddałbym wszystkie pieniądze: ich dwoje na romantycznej kolacji). Zapowiedziała przeciwbluźniercze protesty, niewykluczona jest także interwencja bojówek.
Co za fascynujących czasów dożyliśmy! Ateiści mordują ateistę (za ateizm), a katoliccy ultrasi skrzykują się, by do egzekucji heretyka nie dopuścić... Łyszczyński (jeśli okazało się, że nie miał racji i gdzieś tam jednak jest) przeciera ze zdumienia oczy – dziś od kaźni ratowałaby go posłanka Pawłowicz.
Z rozczuleniem i współczuciem obserwuję od lat starania środowiska głoszącego religię niewiary, daremnie próbującego znaleźć w Polsce kogoś, kto chciałby je prześladować. Nie pierwszy raz okazuje się, że wśród wierzących brak chętnych, by rwać język heretykom, muszą więc znów udręczyć się sami. Wielokrotnie, również na tych łamach, głosiłem tezę, że Polska ma najbardziej wierzących ateistów na świecie. Gdyby stwierdzenie „Bóg nie istnieje" uznawali po prostu za fakt, każdy akt wiary w owego Boga kwitowaliby dobrodusznym wzruszeniem ramion. Co jednak robią? Budują Kościół a rebours. Mają swoje liturgie (śluby humanistyczne, apostazje), swoje misje, tudzież misjonarzy (patrz portal Racjonalista.pl czy owe Dni Ateizmu), takich jak profesor Hartman – gotowi są na najwyższe poświęcenia (w rodzaju dorabiania filozoficznego podglebia do cynizmu pana Palikota), by swoją wersję Dobrej Nowiny zanieść aż po krańce ziemi.
Inscenizację pochwalam. Niech ludzie zobaczą, że prześladowanie ateistów to wykopaliska, które do obecnej rzeczywistości mają się tak jak bitwa pod Grunwaldem ?do relacji Polska – Niemcy w XXI wieku. Zaprawdę, widziałem ?w kraju paru katolików, którzy nienawidzili innych katolików, w życiu nie spotkałem jednak żadnego, który nienawidziłby ateisty. Ateiści mogą dziś wydawać książki, kandydować do parlamentów, urządzać demonstracje i głośno narzekać, że państwo daje ich pieniądze na coś, czego nie lubią (moje też zresztą daje na rzeczy, których ja nie lubię, ale taka już jest natura płacenia podatków w kraju, w którym nie wszyscy są mną, to proste).