Nuklearni cyganie i manga o Fukushimie

Nie masz pracy? Mieszkania? Celu w życiu? Przyjedź do Fukushimy. To nie ponury żart, ale treść jednego z internetowych ogłoszeń zachęcających do pracy przy sprzątaniu elektrowni atomowej w Fukushimie.

Publikacja: 29.03.2014 09:48

Zdjęcie pokazuje dziurę w ziemi, w której zginął jeden z robotników podczas na jednej z plantacji TE

Zdjęcie pokazuje dziurę w ziemi, w której zginął jeden z robotników podczas na jednej z plantacji TEPCO w Fukushimie

Foto: Tepco/AFP

Co stało się w tym miejscu ponad 3 lata temu, wiedzą wszyscy. Niestety niewielu ma pomysły albo przynajmniej choć jeden, co zrobić, żeby nuklearny bałagan posprzątać. W tamtejszych bardzo trudnych warunkach potrzeba na pewno wielu rąk do pracy.

Każdy się przyda

Bierze się wszystkich. Bezdomnych, bezrobotnych, ludzi pozbawionych perspektyw, a także, jak pokazują badania, nawet członków japońskiej mafii, yakuzy. Praca jest trudna, prowadzi się ją w ciężkich warunkach, często można zostać napromieniowanym zbyt dużą dawką promieniowania niż można. Co wtedy? Lepiej o tym nie mówić.

W Fukushimie mnożą się zbiorniki, które dostawia się na ciągle przybywającą skażoną wodę. Co jakiś czas zbiorniki nie wytrzymują i kilkaset ton napromieniowanej wody wylewa się do oceanu. Zbiorniki okazują się zużyte, rdzewiejące i niezdolne do wytrzymania tak długo, jak będzie trzeba. Nie wiadomo w sumie, ile dokładnie będzie trzeba, ale patrząc na zbiorniki, na pewno nie wytrzymają. Nie wytrzymuje także opinia publiczna, która jest zmęczona trzema latami takich samych wiadomości. Ile można słuchać o sprzątaniu odpadów? O kradzieżach i stręczycielstwie popełnianym na terenach zamieszkiwanych przez tymczasowych robotników? Słowo „tymczasowe" na przestrzeni 3 lat nie oddaje już zresztą powagi sytuacji.

Problemu oficjalnie nie ma

Japoński rząd udaje, że nie ma problemu i przyjmuje nowe wytyczne polityki energetycznej, które zakładają powrót do potencjalnie awaryjnych technologii jądrowych. Firma TEPCO, która jest właścicielem zniszczonej elektrowni w Fukushimie, przestaje mówić o tym, co dzieje się na zrujnowanym terenie i przenosi ciężar uwagi na inną elektrownię, Kashiwazaki-Kariwa. Kilka lat temu była ona najmocniejszą elektrownią atomową na świecie, ale nie ominęły jej skandale i niedociągnięcia. Jak to w przypadku japońskich elektrowni niestety bywa.

Ludzie ściągani do pracy w Fukushimie mówią w wywiadach, że muszą wykonywać zadania ponad ich siły. Porównują sytuację do tego, jakby kazać strażakom gasić pożar mniejszą ilością wody niż trzeba. Pomyłki i niedociągnięcia są codziennością, kilka miesięcy temu doszło do poważnej awarii zasilania w elektrowni, ponieważ szczury przegryzły kable. Przy dużym stopniu wykorzystywania ludzi do pracy w warunkach trudnych fizycznie i dodatkowo niebezpiecznych dla zdrowia i życia, na kolejną katastrofę pozostaje jedynie czekać. Pracowników  się także nie szkoli – TEPCO poświęca nowym jedynie 20 minut na podstawowe zaznajomienie z procedurami i gotowe. Według tego, co mówią, nie wszystkich ostrzega się, gdzie może znajdować się źródło promieniowania.

Właściciel jest zadowolony

Dla właściciela elektrowni sytuacja jest bardzo wygodna, ponieważ teoretycznie za wszystko odpowiadają podwykonawcy. Błędy, wpadki, sytuacje mniej i bardziej groźne – zawsze można powiedzieć, że to nie TEPCO zawiniło, ale konkretna firma, która wykonywała takie i takie zadanie. Do tego dochodzi przedziwna blokada informacji, która działa jedynie na korzyść głównej firmy. Jeżeli dochodzi do niebezpiecznego incydentu, można być pewnym, że TEPCO nie przyzna się do tego, a nawet, że pracujący w gorszych warunkach ludzie, nie dostaną odpowiednich informacji.

Manga oswaja temat

Próbą oswojenia tej sytuacji jest manga. KazutoTatsuta, japoński grafik, pracował przy sprzątaniu elektrowni od czerwca do grudnia 2012 roku. Postanowił opowiedzieć historię robotników w typowo japońskiej postaci komiksu. Japończycy mają mangi poświęcone każdemu tematowi, często zdarza się, że tematy trudne przybliżane są ludziom właśnie w takiej trochę podkolorowanej formie. Tak działo się w powojennych latach, gdy powstała komiksowa historia o Astro Boyu, czyli chłopczyku-atomie. Rysownik Osamu Tezuka, nazywany japońskim Waltem Disneyem, narysował opowieść o naukowcu, który w żałobie po zmarłym synku konstruuje potężnego robota w ciele dziecka. Astro Boy działa na energię atomową i jest dobrym bohaterem, co ma dla japońskiej świadomości kolosalne znaczenie w kilka lat po doświadczeniach z Hiroszimy i Nagasaki. Manga z Fukushimy ma spełniać podobną rolę. Dowiadujemy się z niej, że o elektrowni pracownicy nie mówią tak, jak słyszymy w wiadomościach „Fukushima DaiIchi", ale po prostu „1F", ichiefu. Tatsuta to pseudonim, autor ukrywa swoją tożsamość, bo nie chce ryzykować zakazu pracy w elektrowni w przyszłości. Według niego praca tam nie odbiega od zadań na zwykłej budowie, a zagrożenia promieniowaniem się nie dostrzega, bo samego promieniowania nie widać. Autor musiał jednak zrezygnować z pracy, gdy w ciągu pół roku otrzymał dozwoloną roczną dawkę promieniowania w wysokości 20 milisiwertów.

Problemy narastają

TEPCO odmawia komentarzy odnośnie komiksu, a rzecznik firmy mówi, że to tylko manga. System odpowiedzialności za poprawność wykonywanych w Fukushimie prac skutecznie rozmywa się w szeregu zleceniodawców, zleceniobiorców i skomplikowanej hierarchii zależności. Tych od najgorszej roboty nazywa się nuklearnymi cyganami. Nie potrzeba żadnych konkretnych kwalifikacji. Były kierowca autobusów może być zatrudniony jako budowniczy przy zbiornikach na skażoną wodę. Podczas pracy dochodzi do wielu niedociągnięć, ale nie ma ich komu raportować, bo nikt nie ponosi bezpośredniej odpowiedzialności. Poza tym można ryzykować zwolnienie. Po pracy z kolei do dyspozycji pracowników jest sklep monopolowy, a to w połączeniu z ogromnym stresem za dnia prowadzi do alkoholizmu i często pracy na kacu następnego dnia.

Potrójna katastrofa z 11 marca 2011 roku zyskuje dodatkowy, czwarty wymiar. Nie tylko trzęsienie ziemi, tsunami i Fukushima, ale także japońska niedecyzyjność zbiera swoje żniwo. Nic się nie zmieniło od połowy 2012 roku, gdy w oficjalnym raporcie podsumowującym przyczyny nuklearnej katastrofy wskazano japońską mentalność jako głównego winowajcę zaniedbań. Myślenie made in Japan jest wciąż groźne, ponieważ nikt nie potrafi stawić mu czoła.

Co stało się w tym miejscu ponad 3 lata temu, wiedzą wszyscy. Niestety niewielu ma pomysły albo przynajmniej choć jeden, co zrobić, żeby nuklearny bałagan posprzątać. W tamtejszych bardzo trudnych warunkach potrzeba na pewno wielu rąk do pracy.

Każdy się przyda

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?