Kryzys ukraiński po raz kolejny wywołał w Polsce temat rosyjskich agentów wpływu. Im bardziej Rosja będzie agresywna i roszczeniowa wobec swoich dawnych satelitów, tym bardziej palący będzie problem opłacanych przez nią ludzi wpływających destrukcyjnie na wewnętrzne problemy państw Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski. Od 1989 roku sytuacja nie może dojrzeć do tego, by przeprowadzić przegląd kadr i dowiedzieć się, kto na czyim jest żołdzie. Dziwne jest to tym bardziej, że od początku transformacji ustrojowej w kuluarach sejmowych mówiło się o silnej „partii rosyjskiej", której nieformalni przedstawiciele bronili interesów naszego sąsiada często w sposób jawnie sprzeczny z polską racją stanu. I chyba byli skuteczni, skoro nasze cywilne służby specjalne wykryły tylko kilku agentów rosyjskich. Służby wojskowe ani jednego.
Polowanie na czarownice?
Aktualna atmosfera w Polsce zaczyna przypominać coraz bardziej tę z początku lat 50. w USA, kiedy senator Joseph McCarthy przewodzący osławionej komisji senackiej szukającej sowieckich agentów wpływu w USA uświadomił milionom Amerykanów, że problem osób kształtujących opinię publiczną pod dyktando i za pieniądze obcego, wrogo nastawionego państwa nie jest bajką o żelaznym wilku, ale dotkliwą codziennością. „Wróg nie stoi daleko za żelazną kurtyną, ale jest tutaj, przełamał granicę najbardziej intymną, podbił nasze serca i prowadzi dywersję bez przeszkód" – bronił prac swojej komisji McCarthy atakowany przez media.
I faktycznie tak było. O ile lewicowe media i świat kultury oskarżały McCarthy'ego o polowanie na czarownice, łamanie życiorysów i posługiwanie się insynuacjami, o tyle ludzie CIA odetchnęli z ulgą, ponieważ jego antysowiecka histeria bardzo mocno przyczyniła się do zahamowania dywersji ideologicznej agentury wpływu. Jeżeli praca takiej agentury polega głównie na urabianiu opinii publicznej i stwarzaniu sprzyjających warunków dla obcego państwa, to zwrócenie uwagi społeczeństwa na tego typu manipulacje, uświadomienie mu konsekwencji bezrefleksyjnego przyjmowania obcej propagandy i wyczulenie na niuanse w przekazywaniu komunikatów stanowi skuteczną zaporę przeciw wrogiej narracji.
Może warto przekazy faworyzujące Rosję kosztem Polski wziąć pod lupę społecznego monitoringu
Odtajnione amerykańsko-brytyjskie archiwa projektu Venona potwierdzają, że skala infiltracji przez NKWD amerykańskich instytucji rządowych, naukowych i kulturalnych była bardzo wysoka. Agentami Rosjan byli m.in. Julius Rosenberg, Klaus Fusch oraz Theodore Hall, którzy wykradali tajemnice amerykańskiego programu nuklearnego. Ludźmi NKWD byli także współzałożyciel Międzynarodowego Funduszu Walutowego Harry Dexter White i przedstawiciel USA w komitecie założycielskim ONZ Alger Hiss. Sowiecka agentura chętnie instalowała się w związkach zawodowych, stowarzyszeniach studenckich i radykalnych organizacjach lewicowych.