Co Chińczycy mają w genach

Wbrew pozorom nie będzie o genetyce, biologii, czy kwestiach medycznych, ale o twardej polityce międzynarodowej.

Publikacja: 19.05.2014 13:00

Rafał Tomański

Rafał Tomański

Foto: Fotorzepa

Na początek na pytanie zawarte w tytule można odpowiedzieć przekornie – wiadomo, czego Chińczycy w genach nie mają. Powiedział o tym sam prezydent Chin, Xi Jingping podczas jednego z ostatnich wystąpień odnoszących się do napięć na linii Hanoi-Pekin. Według niego w chińskiej krwi nie występuje gen odpowiedzialny za chęć najeżdżania innych państw czy narodów. Xi powiedział także, że Chiny nie kierują się zasadą, wedle której rację ma ten, kto jest silniejszy.

Partnerstwa na papierze

Brzmi uspokajająco, ale w praktyce sytuacja wygląda inaczej. Obchodzona w połowie maja 60. rocznica powstania Chińskiego Stowarzyszenia Współpracy z Zagranicznymi Narodami jest okazją do wypowiedzenia takich słów, ale nie mają one większego pokrycia w działaniach Państwa Środka. Organizacja sprawuje pieczę nad partnerstwem między miastami i obecnie w Chinach można ich naliczyć 2106 z 133 krajami. Miastami powiązanymi wzajemnym partnerstwem są między innymi Pekin z Hanoi i Szanghaj z Ho Chi Minh City (dawnym Sajgonem), ale nie świadczy to obecnie o niczym. Te relacje nawiązano 20 lat temu, gdy między krajami nastała odwilż dyplomatyczna. W roku 1954 Chiny rozpoczęły wspieranie Wietnamu Północnego trwające 21 lat, w kolejnych latach trwały gwałtowne spory między państwami o wyspy. W 1974 roku Wietnam utracił wyspy Paracelskie na rzecz Chin, a w 1988 roku 60 wietnamskich marynarzy zginęło podczas starć o wyspy Spratly. Wreszcie w 1979 roku Chiny i Wietnam starły się zbrojnie podczas czterotygodniowej wojny toczonej na granicy. Obecnie Chiny rozdrażniły Wietnam rozpoczęciem prac wiertniczych na terenie wysp Paracelskich, które Wietnam uznaje za swoje. Żadne państwo nie chciałoby widzieć swojego sąsiada, który kopałby bez pozwolenia w ich ogródku. Rozpoczęły się protesty.

Jest coraz gorzej. Chińscy robotnicy odpierają ataki protestujących Wietnamczyków i nie chodzi tylko o walkę na słowa. W ruch idą tępe narzędzia, cegły, kamienie i koktajle Mołotowa. Demonstranci kierują swój gniew na chińskie przedsiębiorstwa, straty ponoszą także firmy z zagranicznych państw. Często kryterium ataku i sygnału do demolowania są chińskie znaki umieszczone na szyldach lokali. W efekcie po kilku dniach takich coraz bardziej nasilających się i wymykających spod kontroli protestów Chiny wysłały po swoich obywateli kilka statków, by ewakuować ich z Wietnamu. Do kraju sprowadzono już ponad 3000 Chińczyków, 16 ciężko rannych osób wróciło do Chin na pokładzie wyczarterowanego samolotu.

Platforma wierci dalej

Platforma Haiyang Shiyou 981, której ustawienie na wyspach Paracelskich stworzyło całe zamieszanie, wierci dalej i wedle zapewnień Pekinu, będzie kontynuować swoją pracę. Nazwa platformy oznacza dosłownie „ocean olej". Konstrukcja znajduje się dokładnie na 15°29'58'' szerokości geograficznej północnej i 111°12'06'' długości geograficznej wschodniej, a to obszar wyłącznej strefy ekonomicznej Wietnamu. Na zdjęciach widać ogromną platformę, wysoką według danych na 114 metrów, która majestatycznie góruje nad okolicznymi wodami opierając się na czterech, potężnych, klocowatych nogach. Wynurza się z morza niczym Godzilla w japońskich filmach, a dookoła niej krążą chińskie okręty obrony przybrzeżnej. Ich działa są gotowe do ostrzelania wietnamskich statków, armatki wodne kierują na wietnamskie łodzie rybackie strumienie wody raniąc ludzi i powodując zniszczenia. Jakby tego było mało, nad platformą latają chińskie myśliwce. Na nic zdają się transparenty w języku chińskim wywieszane na wietnamskich łodziach: „To morski teren Wietnamu. Macie przestać naruszać naszą przestrzeń i wynieść się z Wietnamu". Zdjęcia z tych wydarzeń robione są w pełnym słońcu, sytuacja wygląda jak kontrolowane manewry, albo ćwiczenia statków pożarniczych. Nic z tego nie jest jednak ćwiczeniem, ani grą pozorów. W takiej atmosferze bardzo łatwo o naprawdę poważny incydent.

Konsekwencje mogą być poważne

Do czego ta sytuacja zmierza? Za eskalację protestów łatwo jest oskarżyć wietnamski rząd, który z braku innych metod wpływu na chińskie działanie, zezwolił na organizację protestów. Ulica niestety potrafi szybko wymknąć się spod kontroli. Nie przygotowano także spójnej strategii komunikacji tego, co Wietnam na chińskich wierceniach traci i dlaczego ma pełne prawo do obrony swoich interesów. Zamiast konkretnego rządowego komunikatu w świat idą zdjęcia coraz bardziej krwawych demonstracji. Agresja przenosi się na kapitał zagraniczny także z Tajwanu, Singapuru, Japonii i Korei Południowej. To nie wróży dobrze dalszym inwestycjom zagranicznym w Wietnamie, ponieważ, jeżeli szybko nie dojdzie do pacyfikacji zamieszek, inwestorzy mogą pozostać nieufni wobec narodu nieprzychylnego innym. Fabryki zmuszone są do przestojów, zakłady są niszczone, nieufność narasta. Chiny, jak zawsze pozostają skupione na zadaniu do wykonania i bardzo skutecznie wykorzystują każdą nieudolność przeciwnika.

Protesty w Wietnamie przypominają te z Chin skierowane przeciwko Japonii w 2012 roku. Wtedy też chodziło o spory terytorialne, Chińczycy przewracali i palili samochody japońskiej produkcji na ulicach większych miast. Pekinowi nie podobało się, że Tokio nie chciało odpuścić archipelagu Senkaku. Zamieszki spowodowały odwrót japońskiego kapitału z Chin – w 2013 roku zmniejszył się o 32 proc. do 9,1 mld dolarów. W tym samym czasie Japonia przeniosła produkcję w dużej mierze do rejonu Azji Południowo-Wschodniej, czyli do Indonezji, Malezji, Tajlandii, Filipin i także do Wietnamu. Skala tych inwestycji uległa podwojeniu w ubiegłym roku od 9 mld w 2012 do 19,85 mld dolarów w ubiegłym roku. Chiny pozostają wciąż ogromnym rynkiem, którego znaczenie i możliwości trudno zignorować, ale aż ¾ ankietowanych przez japońską organizację handlu zagranicznego JETRO rodzimych przedsiębiorstw wskazało chęć rozwinięcia działań w krajach ASEAN. Odsetek wzrósł z poziomu 56 proc. w 2011 roku. Chęć ekspansji w Chinach zmalała do 57 proc. z 68 proc. notowanych w 2011 roku. Wietnam może w podobny sposób stracić gospodarczą pozycję w regionie.

Na początek na pytanie zawarte w tytule można odpowiedzieć przekornie – wiadomo, czego Chińczycy w genach nie mają. Powiedział o tym sam prezydent Chin, Xi Jingping podczas jednego z ostatnich wystąpień odnoszących się do napięć na linii Hanoi-Pekin. Według niego w chińskiej krwi nie występuje gen odpowiedzialny za chęć najeżdżania innych państw czy narodów. Xi powiedział także, że Chiny nie kierują się zasadą, wedle której rację ma ten, kto jest silniejszy.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?