Prezydent pręży muskuły

Do sytuacji bezpośredniego sporu między rządem a prezydentem dochodzi w ostatnich tygodniach coraz częściej. Widać wyraźnie, że polityczna przyjaźń między Tuskiem a Komorowskim wchodzi w szorstką fazę - pisze publicysta "Rz".

Publikacja: 21.05.2014 02:08

Prezydent pręży muskuły

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

Jest 8 kwietnia. Obrady Rady Gabinetowej, czyli rządu pod przewodnictwem prezydenta. Komorowski, który ma obsesję na punkcie udzielenia Ukrainie konkretnej pomocy, zgłasza propozycję powołania funduszu pomocowego współfinansowanego z polskiego budżetu. Chodzi o ok. 300 mln zł, które zostałyby przeznaczone na pożyczki dla drobnego biznesu. Donald Tusk szybko kończy dyskusję: – Nie ma na to pieniędzy – ucina.

Do takich sytuacji bezpośredniego sporu między rządem a prezydentem dochodzi w ostatnich tygodniach coraz częściej. Widać wyraźnie, że polityczna przyjaźń między Tuskiem a Komorowskim wchodzi w szorstką fazę.

Zresztą nigdy nie darzyli się szczególną sympatią. Komorowski znalazł się w PO trochę przypadkowo i przetrwał kolejne Tuskowe czystki tylko dlatego, że nigdy nie zbudował własnej frakcji. Tusk mawiał o nim, że jest „politykiem typu buuu", czyli że wystarczy nieco go przestraszyć, żeby potulnie się wycofał. Nawet jeśli w przeszłości rzeczywiście tak było, to dziś pozycję Komorowskiego budują urząd i znakomite sondaże, które gwarantują mu przyszłoroczną reelekcję. Jest mniej „buuu", jeśli w ogóle.

Prezydent zaskoczył

Stąd Komorowski, miast się imać – według premierowskiej retoryki – pilnowania żyrandola, próbuje się rozpychać w dostępie do realnej władzy. Konflikt na linii premier–prezydent wpisany jest w polską konstytucję. Nie byłoby w nim nic złego – wszak polityka to zajęcie dla ambitnych – gdyby nie to, że spór ów dotyczy spraw kluczowych dla państwa. Dziś chodzi głównie o politykę zagraniczną oraz kontrolę nad służbami specjalnymi.

Rząd był przygotowany, że po dorocznym exposé szefa MSZ Radosława Sikorskiego na temat polskiej polityki zagranicznej do ostrego ataku przystąpi PiS, a nieco delikatniej zaatakuje pozostała opozycja. Ale zupełnie się nie spodziewał, że wystąpienie szefa MSZ skrytykuje prezydent, który ma wszak szczególne konstytucyjne uprawnienia w kwestii polityki zagranicznej.

Komorowski w świetle kamer oświadczył: – Zabrakło podkreślenia szczególnej roli USA, bo to też jest kwestia bezpieczeństwa Europy.

Rzeczywiście, w długim wystąpieniu szefa MSZ na temat relacji z Ameryką padło niewiele słów. Za „kluczowego politycznego partnera" Sikorski uznał nie Waszyngton, tylko Berlin.

Skoro minister słynie z dystansu do Amerykanów, a prezydent jest skrajnie proamerykański, to musiało się to skończyć starciem. Ale współpracownicy Sikorskiego przekonują, że tło konfliktu jest także ambicjonalne. Uważają, że Komorowski jest sfrustrowany, bo chciałby czynnie prowadzić politykę zagraniczną, a rząd go skrzętnie omija. – Dopóki w Kijowie rządził Wiktor Janukowycz, to Komorowski dzięki osobistym relacjom z nim czuł się zaangażowany w sprawy ukraińskie. Dziś, po zmianie władzy, nie ma tam żadnych kontaktów, a więc nie ma też wpływu na politykę rządu wobec Ukrainy – tłumaczy współpracownik Sikorskiego zaangażowany w kreowanie polityki wschodniej.

W Pałacu Prezydenckim nie spodobało się, że rozmawiać z prezydentem Francji François Hollande'em o Ukrainie i unii energetycznej w UE pojechał nie Komorowski, tylko Tusk.

Współpracownicy głowy państwa uważają, że wyjazd Komorowskiego miałby większy sens. Po pierwsze – tak jak Hollande – jest on prezydentem, a nie premierem państwa. A po wtóre – wykazał się lepszą oceną sytuacji, spotykając się z Hollande'em tuż przed francuskimi wyborami prezydenckimi dwa lata temu, podczas gdy Tusk wówczas takiego spotkania odmówił.

Ale premier nie potrzebował w kampanii wyborczej zdjęcia Komorowskiego z Hollande,em. Potrzebował własnej fotografii do albumu z tournée po europejskich stolicach. I własnego sukcesu w postaci poparcia Francuzów dla unii energetycznej, który otrąbił jeszcze w Paryżu.

Jest szansa, że przepychanek będzie mniej, gdy do Polski na początku czerwca przybędzie prezydent USA Barack Obama, bo wówczas będzie tuż po jednych wyborach i pół roku przed kolejnymi. Gospodarzem tej wizyty czuje się Komorowski, podczas gdy rząd nie widzi w niej żadnych strategicznych wartości. Komorowski będzie skupiał uwagę z jednego jeszcze powodu:  wybiera się do Normandii na czerwcowe obchody 70. rocznicy lądowania aliantów. Pojawi się tam także Władimir Putin – będzie to jego pierwsze spotkanie z liderami UE od zajęcia przez Rosję Krymu. A wśród liderów UE znajdzie się Komorowski.

Spór o specsłużby

W tym samym czasie w kraju ważyć się będą losy reformy służb specjalnych. Tak się złożyło, że jej ubocznym skutkiem jest osłabienie dostępu prezydenta do informacji ze specsłużb.

Dziś specsłużby nadzoruje Kolegium ds. Służb Specjalnych, do którego oprócz premiera wchodzą szefowie MSW, MSZ, MON oraz minister finansów i szef prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Premier chce to zmienić. W rządowych projektach, które trafiły do Sejmu, Tusk zdecydował o likwidacji kolegium. W jego miejsce chce powołać Komitet Rady Ministrów ds. Bezpieczeństwa Państwa. Tyle że to wewnętrzny rządowy organ, a więc zabrakło w nim miejsca dla przedstawiciela prezydenta. – To była decyzja czysto polityczna – mówi nam wysokiej rangi funkcjonariusz służb specjalnych zaangażowany w reformę ABW. – Propozycja powołania komitetu bez przedstawiciela prezydenta nie wyszła z kręgu ekspertów od specsłużb, tylko urodziła się w rządzie. Przecież wiadomo było, że Komorowski się na to nie zgodzi.

I tak się rzeczywiście stało. W rozmowie z „Rz" szef BBN i jeden z najbliższych współpracowników prezydenta gen. Stanisław Koziej przestrzegał: – Projekt w obecnym brzmieniu jest nie do przyjęcia. Nie możemy akceptować redukcji istniejącego współdziałania prezydenta i rządu w sprawach bezpieczeństwa, w szczególnie istotnym obszarze nadzoru nad służbami specjalnymi.

Czekając na autopoprawkę

Przedstawiciele rządu w nieoficjalnych rozmowach przekonują, że wycięcie prezydenckiego namiestnika z organu nadzorującego specsłużby to kwestia proceduralna – ponieważ komitet ma być organem rządowym, ma w nim nie być ani przedstawiciela prezydenta, ani reprezentanta Sejmu, którzy dziś zasiadają w Kolegium ds. Służb Specjalnych. Ale Pałac Prezydencki puszcza takie tłumaczenia mimo uszu. – Czekamy na autopoprawkę do ustawy – mówi nasz rozmówca z BBN, jednoznacznie wskazując, że Komorowski domaga się dopisania dla swego wysłannika jednego fotela w komitecie. Według naszych informacji dziś odbędzie się w tej sprawie spotkanie przedstawicieli rządu i prezydenta.

Kwestią delikatną w relacjach Tuska i Komorowskiego są przyszłoroczne wybory prezydenckie. Oczywiste jest, że PO poprze Komorowskiego. Tyle że ten wcale nie zamierza występować wprost jako kandydat partyjny. Szczególnie delikatne kwestie dotyczą finansów. PO oszczędza na kluczowe dla Tuska wybory parlamentarne jesienią przyszłego roku. Premier już kilkakrotnie sugerował Komorowskiemu, żeby nie oczekiwał zbyt sutej sakiewki na własną kampanię. Komorowski zresztą nie pozostaje dłużny. Gdy premier sondował go, czy byłby gotowy rozpisać przyspieszone wybory na jesieni tego roku lub na początku przyszłego, został zbyty. Usłyszał też, że prezydent nie wyklucza powierzenia misji formowania rządu Jarosławowi Kaczyńskiemu, gdy PiS wygra wybory.

Taka postawa Komorowskiego – mówią jego współpracownicy – wynika z prostej kalkulacji. Za rok, przy okazji wyborów prezydenckich i parlamentarnych, PO będzie potrzebować Komorowskiego bardziej niż on PO.

Jest 8 kwietnia. Obrady Rady Gabinetowej, czyli rządu pod przewodnictwem prezydenta. Komorowski, który ma obsesję na punkcie udzielenia Ukrainie konkretnej pomocy, zgłasza propozycję powołania funduszu pomocowego współfinansowanego z polskiego budżetu. Chodzi o ok. 300 mln zł, które zostałyby przeznaczone na pożyczki dla drobnego biznesu. Donald Tusk szybko kończy dyskusję: – Nie ma na to pieniędzy – ucina.

Do takich sytuacji bezpośredniego sporu między rządem a prezydentem dochodzi w ostatnich tygodniach coraz częściej. Widać wyraźnie, że polityczna przyjaźń między Tuskiem a Komorowskim wchodzi w szorstką fazę.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?