Utracona cześć Marka Belki

Narodowy Bank Polski, olbrzymia ?i kluczowa dla państwa instytucja, kierowana jest przez człowieka, który utracił właśnie znaczną część swojego autorytetu – uważa publicysta „Rzeczpospolitej".

Publikacja: 17.06.2014 01:52

Marcin Piasecki

Marcin Piasecki

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Marek Belka, niestety, nie powinien dłużej zasiadać za sterami jednej z najważniejszych i najpoważniejszych instytucji w Polsce. „Niestety", gdyż istnieje wiele powodów, by cenić szefa Narodowego Banku Polskiego, zresztą dotychczas całkiem niezłego prezesa tej instytucji. Kompromitacja jest jednak zbyt słabym określeniem na to, co ujawniły nagrania rozmowy Belki z Bartłomiejem Sienkiewiczem i Sławomirem Cytryckim. Oczy ze zdumienia przecierałem nie tylko ja – to nieprawdopodobne, że takie słowa mogły paść z ust szefa NBP. Przyznam się do naiwności: przez chwilę sądziłem, że taśmy opublikowane przez „Wprost" są po prostu nieprawdziwe. Coś takiego zdarzyć się nie mogło. A jednak.

Narażał się na strzał

Nie chodzi tutaj wyłącznie o to, czy Belka złamał bądź chciał złamać zapisy konstytucji. Czy zaczął prowadzić politykę, bynajmniej nie pieniężną, w obszarach, w których prezes NBP nie ma najmniejszego prawa działać. To ważne podstawowe pytania i będą przedmiotem długich dywagacji. Ale Belka powinien odejść tylko z powodu tego, co zaprezentował w restauracji Sowa i Przyjaciele – nieprawdopodobnego poziomu aroganckiej wulgarności, rynsztoka myślowego i pogardy dla Rady Polityki Pieniężnej, której przewodniczy.

Nie ma na to żadnego usprawiedliwienia. Żadnego. Sam Belka zasłania się tym, że ta część rozmowy, w której padają najbardziej drastyczne opinie, miała charakter „prywatny". To argument mało przekonujący – jak rozumiem, panowie „prywatnie" rozmawiali o konieczności odwołania ministra finansów i wsparciu budżetu przez NBP. „Prywatnie" Belka deklarował chęć „zagrania" z RPP. Cóż, to tematy wagi ciężkiej jak na prywatny wątek rozmowy z konstytucyjnym ministrem RP.

Prywatnie to raczej nie było. Część publicystów próbuje zatem bronić całej sytuacji, argumentując, że polityka to nie ciepłe kluseczki i Wersal, lecz zadanie dla twardzieli, którzy zwłaszcza podczas nieoficjalnych negocjacji używają grubego języka. To znów argument średniej jakości. Pomijam już zastanawiający fakt, że przy okazji jakiejkolwiek afery z publikacją taśm z prywatnych spotkań polityków można być pewnym jednego: erupcji wulgarności.

Ale u „Sowy" prezes NBP, używając rynsztokowego języka, zwierzał się z bardzo szerokiego spektrum swoich przemyśleń – od konieczności dymisji ministra finansów po wielkość przyrodzenia jednego z członków Rady Polityki Pieniężnej. Zwierzał się dosyć słabo sobie znanemu ministrowi, w miejscu, co do którego nie można było mieć całkowitego zaufania. Tym samym narażał się na potężny strzał.

Radę Polityki Pieniężnej powinno zainteresować, czy nieświadomie uczestniczyła w handlu stanowiskami i wsparciem dla budżetu, które próbował zorganizować prezes NBP

Jeżeli rozmowa z restauracji nie była jedyną, podczas której prezes NBP w tej konwencji sprzedawał podobne przemyślenia, ten strzał stawał się jeszcze bardziej prawdopodobny. Jeśli nie w postaci podsłuchu, to chociażby niedyskrecji ze strony rozmówcy. Belka zatem oprócz innych grzechów popełnił również grzech zasadniczej nieostrożności. Można zresztą domniemywać, dlaczego rozmowa Belki z Sienkiewiczem ujrzała światło dzienne jako pierwsza. Być może dlatego, że jest najmocniejsza. I to nie tylko z powodu tego, co mówił minister Bartłomiej Sienkiewicz.

Owszem, Marek Belka w oświadczeniu wydanym w niedzielę przez NBP przeprosił wszystkich, którzy mogliby się poczuć dotknięci jego słowami, co jest oczywiście jakąś próbą załagodzenia sytuacji. Pytanie tylko, czy zamyka sprawę.

Powaga banku centralnego

Dosyć charakterystyczne jest to, że Belka w swoich publicznych wypowiedziach po ujawnieniu taśm nie odnosi się do kwestii wulgarnej stylistyki, której używał u „Sowy", i do tych, których potężnie obraził, z prof. Jerzym Hausnerem na czele. Zamiast tego mamy buńczuczne zapowiedzi. W odpowiedzi na pytanie dziennikarza „Gazety Wyborczej":  – Jakie będą pana dalsze działania w najbliższych dniach? – prezes NBP mówi: – Nie mogę tolerować sytuacji, gdy troskę o stan państwa przedstawia się jako zamach stanu.

A więc szef NBP zapowiada, że przejdzie do ofensywy. To oczywiście niezbyt udana PR-owska próba przykrycia sytuacji. Niezbyt udana z bardzo prostego powodu: od soboty siła rażenia Marka Belki uległa zasadniczej zmianie. Nie jest już – pytanie, czy kiedykolwiek jeszcze będzie – powszechnie szanowanym prezesem banku centralnego. Jest człowiekiem, który sam siebie w znacznej mierze skompromitował. Złośliwie można zapytać, jak będzie wyglądał ów brak tolerancji zapowiadany przez Marka Belkę – zasypie adwersarzy wulgaryzmami?

Konsekwencje rozmowy w słynnym saloniku dla VIP-ów mogą być poważne. Nie tylko w szerokim planie politycznym, ale również dla samego Narodowego Banku Polskiego. Olbrzymiej i kluczowej dla państwa instytucji kierowanej przez osobę, która utraciła znaczną część swojego autorytetu. Na szczęście w swoim codziennym funkcjonowaniu NBP jest świetnie naoliwioną maszyną, która widziała już różnych prezesów.

Niesłychanie ważne jest jednak, jak ułożą się dalsze stosunki Marka Belki z Radą Polityki Pieniężnej, „pieprzoną", jak się dowiedzieliśmy z rozmowy u „Sowy". Czy prezes NBP uzna sprawę za załatwioną weekendowymi przeprosinami i podczas dzisiejszego posiedzenia zachowa się tak, jakby nic się nie stało? Na ile całą sytuacją poczują się dotknięci członkowie RPP? Na ile wielkoduszny okaże się zbombardowany wręcz wulgaryzmami prof. Jerzy Hausner?

Zresztą w stosunku do RPP istotny jest nie tylko rynsztokowy język prezesa Narodowego Banku Polskiego. Jej członków raczej powinno zainteresować, co właściwie oznacza wspomniane przez Marka Belkę „granie" z RPP, dlaczego Rada nieświadomie uczestniczyła w handlu stanowiskami i wsparciem dla budżetu, które próbował zorganizować prezes NBP.

O tym, jak dalej będą wyglądały relacje na linii Marek Belka – Rada Polityki Pieniężnej, przekonamy się zapewne już w ciągu paru tygodni. Nawet jeżeli nie dojdzie do przecieków ze spotkania we wtorek, perturbacje będą wkrótce widoczne jak na dłoni. Wojnę Rady z jej przewodniczącym mieliśmy już za czasów prezesury Sławomira Skrzypka w NBP. ?I nie wyglądało to dobrze, wzajemne oskarżenia, wojenki na słowa, konflikt o zysk banku centralnego, to wszystko nie służyło powadze banku centralnego.

Odpowiedzialność ?za słowa i czyny

A trzeba pamiętać, że ten bank i jego prezes nie działają w próżni. Nie tylko polskiej, także międzynarodowej. Przez świat bankowości centralnej i najpoważniejszych instytucji finansowych przejdzie – delikatnie mówiąc – fala zdziwienia, co też nawyrabiał prezes NBP. Oczywiście najpoważniejsza na światowych salonach będzie dyskusja, czy Marek Belka w jakikolwiek sposób złamał prawo. Niemniej nie ma szans, żeby kwestia wulgarnego języka pozostała niezauważona.

To na pewno nie wzmocni autorytetu Belki na światowych salonach. A co za tym idzie, osłabi skuteczność jego działania. Pół biedy jeszcze, jeżeli tak jak teraz mamy względnie spokojne czasy, jeżeli chodzi o światową gospodarkę i rynek finansowy. Jednak w przypadku zaostrzenia sytuacji, konieczności podejmowania szybkich decyzji i współpracy z instytucjami międzynarodowymi, pamięć o kłopotach, w jakie wplątał się Marek Belka, nie będzie jego atutem. Pozostaje liczyć na to, że dzisiejszy spokój utrzyma się do końca kadencji Belki w 2016 roku.

Chyba że prezes NBP jest człowiekiem odpowiedzialnym. Nie tylko za swoje czyny, ale i za słowa, jakich używa. I odejdzie ze stanowiska.

Marek Belka, niestety, nie powinien dłużej zasiadać za sterami jednej z najważniejszych i najpoważniejszych instytucji w Polsce. „Niestety", gdyż istnieje wiele powodów, by cenić szefa Narodowego Banku Polskiego, zresztą dotychczas całkiem niezłego prezesa tej instytucji. Kompromitacja jest jednak zbyt słabym określeniem na to, co ujawniły nagrania rozmowy Belki z Bartłomiejem Sienkiewiczem i Sławomirem Cytryckim. Oczy ze zdumienia przecierałem nie tylko ja – to nieprawdopodobne, że takie słowa mogły paść z ust szefa NBP. Przyznam się do naiwności: przez chwilę sądziłem, że taśmy opublikowane przez „Wprost" są po prostu nieprawdziwe. Coś takiego zdarzyć się nie mogło. A jednak.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę