I, trochę później, niż zakładał, stały się na tyle atrakcyjne, że wracających w te strony Niemców jest nie mniej niż je opuszczających. Przyciągają ich między innymi pięknie odnowione starówki i nowe drogi, którymi mogą wrócić.

Niemcy w ogóle są magnesem nie tylko dla Niemców. Berlin stał się ulubionym miastem dla Izraelczyków, jest ich już tam 17 tysięcy. Głównie młodych, którzy zdecydowali się na przeprowadzkę w ostatnich latach. Ich dziadkom i ojcom nie mieściło się w głowie osiedlanie się w byłej stolicy III Rzeszy. Oni już tego problemu nie mają.

Berlin przyciąga też Polaków. O wyjeździe do niemieckiej stolicy marzy moja koleżanka, zamieszcza na swojej stronie internetowej berlińskie obrazki. Wobec Polaków jest bardzo krytyczna, tropi antysemityzm i polskich szmalcowników, sprzeciwia się wznoszeniu pomnika polskich Sprawiedliwych wśród Narodów Świata obok Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie, chyba blisko jej do stwierdzenia, że więcej Polaków ryzykowało, szmuglując do stolicy rąbankę, niż ukrywając Żydów. W dyskusjach o drugiej wojnie mówi o winach Polaków, ale nigdy nie wspomina o Niemcach, bo to by było niedelikatne i takie niesprawiedliwie uogólniające. Winni byli naziści. Niemcy dla niej to turyści, koledzy, artyści. Ponoć stara się też o stypendium w pewnej niemieckiej firmie, która w czasach III Rzeszy zbijała majątek na pracy robotników przymusowych, a rozliczenia z niechlubną przeszłością zaczęła robić wtedy, gdy ofiary albo wymarły, albo były już bardzo sędziwe. Koleżanka nie jest wyjątkiem.

To godne podziwu, jak Niemcom udało się sprawić, że za pięknymi krajobrazami zniknęła niepiękna historia. Została gdzie indziej.