Z rejestru partii politycznych zostanie wkrótce wykreślony Ruch Odbudowy Polski. Powód jest proceduralny – i trywialny jednocześnie. Władze ugrupowania nie złożyły corocznego sprawozdania finansowego do Państwowej Komisji Wyborczej. Prawo jest w tej sytuacji jednoznaczne: los ROP jest przesądzony.
W ten sposób ze sceny politycznej schodzi jedno z najważniejszych ugrupowań lat 90. ROP to nie tylko partia stworzona przez legendarnego dla prawicy premiera Jana Olszewskiego. To także ugrupowanie, które pomogło Jarosławowi Kaczyńskiemu w najtrudniejszym dla niego politycznie momencie – gdy został oskarżony o współpracę z komunistyczną bezpieką.
Pomocna dłoń Olszewskiego
Był rok 1996, czas silnych rządów ugrupowań postkomunistycznych – SLD i PSL, tuż po wygranych przez Aleksandra Kwaśniewskiego wyborach prezydenckich. „Solidarność" kierowana przez Mariana Krzaklewskiego postanowiła zjednoczyć małe, podzielone i skłócone prawicowe partyjki pod szyldem AWS. ?W tym gronie znalazło się silne na początku lat 90. Porozumienie Centrum, ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego. Problem polegał na tym, że Kaczyński nie był upragnionym politycznym partnerem dla liderów innych prawicowych ugrupowań. Nie pałał do niego miłością także sam Krzaklewski. To wówczas Kaczyński ukuł słynne powiedzenie o prących do władzy marnej klasy działaczach AWS: „TKM, czyli teraz k... my".
Skonfliktowany z AWS szef Porozumienia Centrum poważnie zastanawiał się nad porzuceniem polityki. – Nie chciałem kandydować – wspominał w niedawnej rozmowie z „Rz". – Ale kiedy niektórzy politycy AWS zaczęli mi zarzucać, że rezygnuję, bo boję się lustracji, to uznałem, że nie mam wyjścia i muszę kandydować.
Rękę wyciągnął do niego Ruch Odbudowy Polski – partia byłego premiera Jana Olszewskiego, która nie wchodziła w negocjacje z Akcją Wyborczą Solidarność, bo w 1997 r. startowała do Sejmu samodzielnie. Jako kandydat z jej list Kaczyński mógł złożyć oświadczenie lustracyjne: „Nie współpracowałem".