Zbigniew Lewicki: My wam radzimy, radźcie sobie sami

Zawsze uważaliśmy USA za gwaranta naszego bezpieczeństwa. To przekonanie ulega osłabieniu – pisze ekspert.

Publikacja: 20.05.2021 21:00

Zbigniew Lewicki jest politologiem, profesorem UKSW

Zbigniew Lewicki jest politologiem, profesorem UKSW

Foto: PAP/ Albert Zawada

Stało się. Napływające nieoficjalnie sygnały z Waszyngtonu przybrały właśnie formę decyzji. Waszyngton odstępuje od sankcji wobec firm pracujących przy zakończeniu układania gazociągu Nord Stream 2. Decyzję tę trzeba rozpatrywać w dwóch aspektach. Pierwszym pytaniem jest, czy postanowienie podjęto, uwzględniając interes Niemiec czy Rosji, a drugim, co oznacza ono dla relacji polsko-amerykańskich.

W publicznych enuncjacjach dotyczących przyszłości gazociągu mówi się przede wszystkim o Berlinie, o przejawianej przez prezydenta Joe Bidena chęci naprawy stosunków z Niemcami, nadwerężonych za kadencji Donalda Trumpa. Gdyby rzeczywiście tylko o to chodziło, nie byłoby wielkich powodów do niepokoju, choć Kijów byłby zapewne innego zdania. Bez względu na stan relacji polsko-niemieckich nie sposób wyobrazić sobie scenariusza, w którym Berlin formułowałby w stosunku do nas szantaż surowcowy.

Inaczej rzecz się ma przy uwzględnieniu interesów Moskwy. Oczywiście, przesyłanie gazu „do Europy" w zasadzie zapewnia nam lepszą pozycję, gdyż Gazprom traci możliwość odbierania dostaw tylko Polsce. Ale szerszy kontekst jest dla nas wyraźnie mniej korzystny. Skoro tylko Waszyngton i Warszawa walczyły z Nord Stream 2 przeciw Moskwie (i Berlinowi), to ustępstwo Waszyngtonu oznacza poważną porażkę Polski. Tak to jest interpretowane w Waszyngtonie i zapewne podobne głosy za chwilę dobiegną z Moskwy. To zaś da jej przekonanie, że póki Biden w Białym Domu, póty można na różne sposoby dokuczać Warszawie – i nie tylko dokuczać.

Co ta nowa sytuacja oznacza dla relacji polsko-amerykańskich? Przede wszystkim zawsze uważaliśmy Stany Zjednoczone za gwaranta naszego bezpieczeństwa, przecież nie tylko militarnego. To przekonanie ulega poważnemu osłabieniu. Zatrzymanie Nord Stream 2 jest przecież łatwiejsze i mniej kosztowne niż ewentualne przyjście na pomoc Gdańskowi. Kupowanie za wielkie kwoty kolejnych kilku czy kilkunastu amerykańskich rakiet czy samolotów jest korzystne dla amerykańskich firm, ale samo w sobie nie zapewni nam ochrony przed atakiem, gdyby taki nastąpił. Polska nie może liczyć, przynajmniej na razie, na nieistniejące wspólne siły europejskie, ale brak wsparcia z tej strony przynajmniej nie oznacza płacenia wygórowanych rachunków za sojusznicze obietnice.

Powstanie Nord Stream 2 nie stanowi bezpośredniej groźby dla Polski. Oznacza jednak zapowiedź głębszej zmiany w odnoszeniu się USA do nas, wyrażającej się w haśle „my wam radzimy, radźcie sobie sami". Ostentacyjny brak kontaktu telefonicznego z prezydentem Dudą ze strony prezydenta Bidena, nawet przy tak dogodnej okazji jak święto 3 maja, to pozornie powód do satysfakcji dla przeciwników obecnego rządu, lecz w rzeczywistości do głębokiego zaniepokojenia przyszłością podstawowego założenia bezpieczeństwa Polski. Kto w Warszawie czy Waszyngtonie cieszy się skutecznością działań na rzecz schładzania wzajemnych relacji, ten nie rozumie, jakie ryzyko stanowi to dla Polski.

Nie ulega wątpliwości, że takie czy inne wydarzenia w Polsce mogą być źle odbierane w innych stolicach i oczywiście należałoby utemperować poszczególne nieodpowiedzialne wybryki. Miały one jednak miejsce także za prezydentury Trumpa, który wszak rozumiał, że folklor, czy to polski, czy amerykański, nie może decydować o sprawach najważniejszych. Doradcy prezydenta Bidena, bo przecież nie on sam, uznają obecnie, gdyż tak im suflują życzliwi, że Polska jest wschodnią satrapią (cytat), której interesy nie są warte większej uwagi. To z kolei sprawi, że tym konsekwentniej będzie się nad Wisłą ignorować amerykańskie napomnienia.

Wizja Polski, która dostrzegając brak zrozumienia Waszyngtonu dla swoich fundamentalnych potrzeb, nie widzi potrzeby uwzględniania go w swoich rachubach politycznych, nie jest już nierealna. I budzi poważne obawy.

Stało się. Napływające nieoficjalnie sygnały z Waszyngtonu przybrały właśnie formę decyzji. Waszyngton odstępuje od sankcji wobec firm pracujących przy zakończeniu układania gazociągu Nord Stream 2. Decyzję tę trzeba rozpatrywać w dwóch aspektach. Pierwszym pytaniem jest, czy postanowienie podjęto, uwzględniając interes Niemiec czy Rosji, a drugim, co oznacza ono dla relacji polsko-amerykańskich.

W publicznych enuncjacjach dotyczących przyszłości gazociągu mówi się przede wszystkim o Berlinie, o przejawianej przez prezydenta Joe Bidena chęci naprawy stosunków z Niemcami, nadwerężonych za kadencji Donalda Trumpa. Gdyby rzeczywiście tylko o to chodziło, nie byłoby wielkich powodów do niepokoju, choć Kijów byłby zapewne innego zdania. Bez względu na stan relacji polsko-niemieckich nie sposób wyobrazić sobie scenariusza, w którym Berlin formułowałby w stosunku do nas szantaż surowcowy.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Duopol kontra społeczeństwo
analizy
PiS, przyjaźniąc się z przyjacielem Putina, może przegrać wybory europejskie
analizy
Aleksander Łukaszenko i jego oblężona twierdza. Dyktator izoluje i zastrasza
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Arak: Po 20 latach w UE musimy nauczyć się budować koalicje
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Prekiel: Krótka ławka Lewicy
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?