Dlaczego „pisior" gardzi „lemingiem" a „leming" nie rozumie głupoty „pisiora"? Bo obaj żyją w osobnych niszach informacyjnych i nie są w stanie z nich wyjść.
Na początek dwa przykłady tego, w jak różnych światach informacyjnych żyje zwolennik PO i wyborca PiS. Niedawno „Doing Business" opublikował ranking państw, w którym pokazał kraje przyjazne i nieprzyjazne przedsiębiorcom. Wykorzystała to Ewa Kopacz do pochwalenia się, iż nasz kraj w ciągu ostatniego roku awansował o 13 miejsc. Zwołała konferencję prasową i pękała z dumy. Tę propagandę sukcesu relacjonowała większość mediów.
W tym samym czasie inna ich część donosiła, że według owego rankingu „Doing Business" Polska... spadła o dwa miejsca! Jak to możliwe? Bo ów ranking był w tym roku sporządzony nową metodą, dzięki której nasz kraj poprawił swoją pozycję o 13 miejsc. Ale gdyby również rok temu robiony był tą metodą, spadlibyśmy o dwie pozycje. Informacja o zmianie metody została podana przez organizatora, tyle tylko, że media raczej sprzyjające rządowi donosiły o sukcesie Polski, a media raczej sprzyjające opozycji informowały o porażce.
„Lemingi" i „pisiory" nie rozumieją się, bo od kilku lat są w innych niszach informacyjnych
Przykład drugi – CBOS podał, iż radość z faktu, że Ewa Kopacz jest premierem, wyraziło 44 proc. badanych, a 29 proc. było z tego niezadowolonych. Jedna z telewizji opozycyjnych podała informację z lidem: „Aż jedna trzecia badanych nie chce Ewy Kopacz jako premiera". Mogła donieść o tym sondażu, pisząc, iż „prawie połowa Polaków cieszy się z tego, że Kopacz jest premierem", ale wolała zszokować widzów. Zauważyłem wówczas na Twitterze, że redaktorzy tej stacji mogli pójść dalej i napisać, że „prawie tylko jedna czwarta rodaków nie chce Kopacz jako premier", bo przecież 29 proc. to bliżej właśnie jednej czwartej (25 proc.) niż jednej trzeciej (33,33 proc.).