Po niedawnym zatwierdzeniu rządowego programu stypendiów dla polskich studentów na zagranicznych uczelniach przez media przetoczyła się fala oburzenia, że z pieniędzy podatników wzmacnia się obce ośrodki naukowe i zachęca do wyjazdu młodych, którzy już na pewno nigdy do Polski nie wrócą. Utyskiwali niemal wszyscy, od przedstawicieli rodzimych środowisk akademickich, którzy czuli się okradzeni z przynależnych im pieniędzy, po polityków opozycji oskarżających wręcz ekipę rządzącą o świadome działanie na szkodę narodu poprzez wspieranie emigracji.
To nie są pieniądze wyrzucone w błoto
Pojawiały się najróżniejsze wywody na temat tego, dlaczego taki fundusz tak naprawdę osłabi nasz kraj. Zdecydowanie dominował w tych wypowiedziach jednak czynnik finansowy. Mówiąc wprost, jak wypuścimy młodych Polaków na ten legendarny Zachód, to ich tam nauczą wszelakich sztuk magicznych, a przede wszystkim dadzą takie pieniądze, których nikt w Polsce zaoferować nie będzie w stanie, i tyle ich w kraju widzieli. Co z tego, że państwowe stypendia będą obwarowane obowiązkiem przepracowania co najmniej pięciu lat w Polsce po ukończeniu studiów, w przeciwnym razie kandydat będzie musiał zwrócić poniesione przez państwo koszty – przecież dla przyszłego absolwenta Stanfordu czy Cambridge będzie to naprawdę niewielki wydatek. Krótko rzecz ujmując, kwota 336 mln złotych, które Polska ma przeznaczyć na fundusz do 2025 roku, to pieniądze wyrzucone w błoto.
Ktoś może powiedzieć, że przytoczone powyżej przykłady są tylko zlepkiem różnych rodzajów generalizacji wygłaszanych przez niedoinformowaną gawiedź. I pewnie będzie miał do pewnego stopnia rację, choć akurat sporo tego typu komentarzy padło w ostatnich dniach publicznie z ust wielu szanowanych wykładowców i rektorów szkół wyższych. Mniejsza jednak o to, kto jest autorem owych krytycznych wystąpień. Ważniejsze jest to, że ogniskują one największą wadę w naszym ogólnonarodowym myśleniu o kwestiach takich, jak: emigracja edukacyjna, powroty młodych do Polski i ich miejsce na rynku pracy. Mianowicie są w dużej mierze oparte na stereotypach, które z rzeczywistością mają coraz mniej wspólnego.
Wbrew stereotypom
Po pierwsze, sam program stypendialny ma dawać bardzo dużą przewagę w wyścigu o państwowe stypendia kandydatom przygotowującym się do studiów w USA. Według jego obecnych założeń ubiegać się o fundusze mogą bowiem jedynie ci, którzy zostaną przyjęci na jedną z 29 najlepszych uczelni według tzw. listy szanghajskiej – zgodnie z tegorocznym wydaniem tego zestawienia jedynie pięć uczelni europejskich spełniłoby to kryterium.
Warto w tym miejscu dodać, że w tej chwili liczba polskich studentów na amerykańskich uczelniach jest znacznie niższa niż w Wielkiej Brytanii czy innych krajach europejskich nie tylko ze względu na większe koszta studiowania za oceanem. Wyjazd na studia do USA – choćby te najlepsze – to zawsze decyzja o dużo większym kalibrze osobistym, chociażby z tego względu, że z Bostonu na święta nie tak łatwo wrócić jak z Londynu. Nie każdy zdecyduje się ją podjąć.