Trudno w Polsce śledzić polemiki prasowe. Albo ukazują się w różnych gazetach, a nawet różnych mediach, albo nie podają źródeł tekstów, z którymi polemizują.
Tekst Jana Lityńskiego, doradcy prezydenta RP ds. kontaktów z partiami i środowiskami politycznymi, odnosi się, jak mi się wydaje, bezpośrednio, do wywiadu Roberta Mazurka ze mną i mojego felietonu „Zabierzmy im Marzec", a pośrednio do różnych moich tekstów publikowanych przez ostatnie ćwierćwiecze i krytykujących Adama Michnika – jako przeciwnika lustracji, apologetę generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka, człowieka podającego do sądów innych dziennikarzy i redaktora „Gazety Wyborczej" utrzymującej, moim zdaniem, niesłuszną linię wobec Rosji i pluralizmu politycznego w Polsce.
Jan Lityński nie polemizuje z żadnym z moich poglądów, lecz:
1) Insynuuje, że moje zachowanie w śledztwie w marcu 1968 roku było niegodne, i sprytnie konstruuje zdanie ogólne, z którego mogłoby wynikać, że jestem jedną z tych, którzy „nie wytrzymali śledztwa, ulegli lejącemu się rynsztokowi komunistycznej propagandy". Lityński pisze: „Jakie było zachowanie Ireny Lasoty podczas śledztwa, ona sama wie". Nawet pół wieku później pamiętamy ostro pewne rzeczy z Marca i myślę, że Lityński podświadomie plagiatuje Władysława Gomułkę mówiącego 19 marca 1968 roku o Pawle Jasienicy: „Śledztwo przeciwko Jasienicy zostało umorzone z powodów, które są mu znane".
Chcąc bronić Adama Michnika, Lityński nieudolnie bawi się paradoksem Eubulidesa: Czy Michnik kłamie, kiedy mówi publicznie, że „[Lasota] wspaniale się zachowywała podczas śledztwa i była jednym z najważniejszych i najtrudniejszych dla prokuratury świadków obrony"? Czy kłamie sam Lityński, zarzucając kłamstwo Michnikowi?
Dla pewności zacytuję więc innego świadka epoki. Karol Modzelewski, którego zawsze podziwiałam, szanowałam i szanuję, mówił 11 stycznia 1969 roku w swoim ostatnim słowie na procesie: „(...) rzecznik oskarżenia [wymienił] Irenę Lasotę, Teresę Bogucką, Andrzeja Mencwela i Irenę Grudzińską. To są dwie różne sprawy. Ja bardzo uważnie czytałem zeznania Ireny Lasoty i Teresy Boguckiej w śledztwie, bardzo uważnie słuchałem na tym procesie i nie wiem, skąd się wzięła teza o rozbieżności, bowiem w moim przekonaniu, pomijając pewne sformułowania, które mogą być wynikiem specyficznej sytuacji, w jakiej świadkowie znajdowali się w więzieniu, pomijając fakt, że dzisiaj pewnych szczegółów w sposób odpowiedzialny nie mogą one powtórzyć, nie widzę żadnej sprzeczności między zeznaniami tych świadków w śledztwie i na rozprawie – a nie są to świadkowie, którzy swoje zeznania przepisywali z gazet. Odmienna sytuacja oczywiście rysuje się w przypadku świadków Mencwela i Grudzińskiej".