Polska scena polityczna nie jest zabetonowana. To znaczy – jest, ale w zupełnie inny sposób i podług zupełnie innej logiki niż ta, którą od lat karmi nas większość komentatorów. Zabetonowanie więc nie idzie po linii PO kontra PiS. Ten konflikt jest akurat jak najbardziej realny, oddający zasadnicze emocje społeczne, jakie dziś spowijają Polskę. A sondaże opinii publicznej, w których PO i PiS deklasują rywali, tylko go potwierdzają.
Realne zabetonowanie rodzimej polityki sprowadza się do logiki pokoleniowej, co doskonale pokazują zbliżające się do finału wyboru prezydenckie. Otóż 25 lat od zdobycia niepodległości w rodzimej polityce wciąż dominuje pokolenie, które swoje szlify opozycyjne i polityczne zdobywało w końcówce PRL, a potem tworzyło III RP. Jest to pokolenie – niezależnie od tego, po której stronie barykady stało – które tworzyło współczesną Polskę. Dlatego dzisiejsza Polska jest w takiej samej mierze państwem Millera, Korwin-Mikkego, Kaczyńskiego jak Komorowskiego, Balcerowicza czy Piechocińskiego.
Brak samodzielności
Bohaterami głównych sporów, jakie się obecnie rozgrywają, są właśnie ci politycy. To nic, że bohaterowie, niezależnie od tego, w którym filmie grali czy grają, są zmęczeni. Oni jednak wciąż budzą emocje wyborców. Czy zatem ci „polityczni wyjadacze" są tak silni, że chcemy ich wciąż oglądać w akcji na scenie politycznej, czy też młode pokolenie ludzi wchodzących do polityki jest tak słabe, że stać ich tylko na bycie lokajami?