W kontaktach z Litwą nie została w gruncie rzeczy zniesiona doktryna przyjęta przez Sikorskiego, która stanowi, że dopóki nie przyjmą skądinąd słusznych postulatów zmian w pisowni nazwisk, nie ma o czym gadać. W rankingu Polaków działających w polityce wobec Ukrainy, uczciwie mówiąc, najmocniejszy jest Wojtek Smarzowski. Nawet to, że na razie nie udało się ustalić na oficjalnym szczeblu pokazu jego filmu, nie zmienia faktu, że to on naznaczył najbardziej stosunki polsko-ukraińskie w tym roku. Tym samym relacje polsko-białoruskie stają się najważniejszym kierunkiem i perłą w koronie polityki wschodniej rządu.

Czas na oklaski jeszcze przyjdzie, kiedy pojawią się pierwsze kontrakty. Tymczasem trwa zauroczenie nowym. Złośliwi komentują, że Mińsk na drodze polskiej polityki wschodniej to tylko przystanek do Moskwy. Można się raczej obawiać, czy otwarcie prezydenta Łukaszenki na Zachód, w tym głównie na Warszawę, do którego zmusiła go sytuacja, nie spowoduje przyspieszenia działań Moskwy. Ta zaś gotowa jest szybko wdrożyć swój stary plan wysadzenia z tronu „niewdzięcznika" Łukaszenki za pomocą „kolorowej rewolucji" własnej produkcji, o czym mówiło się od dawna.

Przekaz wicepremiera Morawieckiego, czyli stawianie na gospodarkę, ma sens. Gospodarcze więzy potrafią być silniejsze od politycznych ślubów dozgonnej przyjaźni. Pozostają jednak problemy, w tym sytuacja Polaków na Białorusi: jeśli się ona szybko i wyraźnie nie poprawi, to, znając nastroje społeczne w Polsce i rolę, jaką Andżelika Borys odgrywała w polityce Warszawy, białoruski kierunek będzie coraz bardziej krytykowany. Ważne też, by w naszym myśleniu o polityce na Wschodzie czy w regionie Białoruś nie była tylko „zamiast" Litwy, Ukrainy itd. Bo wtedy nic się nie uda.