Prawo dotyczące umoralnienia życia politycznego we Francji, reforma najwyższej rady sądownictwa i kilka innych projektów reformy prawa ogłosił w ostatnim czasie nowy minister sprawiedliwości Francji François Bayrou.
Rząd Eduarda Philippa nie chce być jedynie przejściowym gabinetem i zgodnie z dewizą prezydenta Macrona „nieważne, czy ktoś jest z lewa czy z prawa, ważne tylko, żeby był skuteczny" podejmuje kolejne działania, nie oglądając się na trwającą właśnie kampanię wyborczą do parlamentu.
Komentatorzy zgodnie odnotowują zaskoczenie samych Francuzów tym, co stało się w ich kraju w ciągu ostatniego miesiąca. Jak to możliwe, że kandydaci „starych" partii przegrali z kretesem walkę o fotel prezydencki? Jak to możliwe, że przedstawiciele skrajnie lewicowej i skrajnie prawicowej partii zdobyli tak wiele głosów w pierwszej turze?
„A co by było – pyta politolog Georges Mink – gdyby »Canard enchaine« nie nagłośnił afery, w którą uwikłana była żona François Fillona?". Czy wówczas prezydentem zostałby prawicowy polityk z partii gaullistowskiej i wszystko byłoby jak dawniej?
Macron wywrócił polityczną scenę nad Sekwaną do góry nogami. Bynajmniej nie zamierza on, tak jak zresztą nowy premier i jego ministrowie, spoczywać na laurach. Na razie nic nie wskazuje na to, żeby rządy nowej formacji miały być oświeconym populizmem, jak opisywał sytuację we Francji na łamach „Polityki" Sławomir Sierakowski.