Bo ludzie pojadą nim i kierując się nad morze, i do Wrocławia czy Katowic, a nie tylko wędrując na zachód. To banalna prawidłowość, że podróżujący wybierze szybszy i wygodniejszy wariant drogi. Dopiero kiedy pojawi się sieć tras alternatywnych o zbliżonych parametrach, obłożenie głównych dróg może się zmniejszyć. Ale to odległa przyszłość.
Fakt, prognozy dotyczące ruchu okazały się niedoszacowane, na niektórych odcinkach osiągamy już poziomy przewidywane na 2030 r. Ale też mszczą się błędy planistyczne i decyzje polityczne. Modernizując w latach 90. XX w. poniemiecki odcinek trasy A4 z Wrocławia do Krzyżowej, nazywany ze względu na stan betonowej nawierzchni „najdłuższymi schodami nowoczesnej Europy", nie zdecydowano się na jego rozbudowę o pas awaryjny, gdyż wymagałoby to zupełnie innych, czasochłonnych procedur administracyjnych. Temat został odłożony na później i dalej leży, a trasa się zatyka, a po oddaniu S3 będzie jeszcze gorzej. Budowa A2 między Łodzią a Warszawą pod presją Euro 2012 także skłaniała do rozwiązań prostszych – na trzy pasy nie starczyłoby ani czasu, ani pieniędzy. Tymczasem A2 rozbudować trzeba, i to pilnie, uwzględniając rządowe decyzje o powstaniu Centralnego Portu Komunikacyjnego. Wyobrażacie sobie ten horror, który nas wtedy czeka? Kolejna kwestia to wprowadzenie opłat na istniejącej sieci państwowych autostrad. Wygląda na to, że nikomu na tym nie zależy. I trudno się dziwić kierowcom, że z tego korzystają.