Rzeczywiście, książka była wstrząsająca. Wstrząśniętego czytelnika Caparros mógł zaś łatwo przekonać do dowolnej hipotezy. I obficie z tej możliwości czerpał, hołdując swoim antykapitalistycznym i antyreligijnym uprzedzeniom. Wymierzał razy m.in. spekulantom z giełdy towarowej w Chicago, którzy wedle własnego widzimisię dyktowali obowiązujące globalnie ceny płodów rolnych.
Faktem jest, że już od kilku dekad istnieją instrumenty finansowe powiązane z surowcami rolnymi i że handlują nimi nie tylko producenci i nabywcy tych surowców, którzy ograniczają w ten sposób swoje ryzyko cenowe, ale także inwestorzy finansowi. Argentyński reportażysta mija się jednak z prawdą, twierdząc, że w efekcie ceny zbóż czy mięsa oderwane są od gospodarczych realiów. Gdyby tak było, nie dałoby się ich prognozować. Tymczasem wielu analitykom – także w Polsce, jak pokazuje konkurs prognostyczny zorganizowany przez „Rzeczpospolitą" – udaje się to całkiem nieźle.