Szarą strefę mamy we krwi

Parę dni temu zadzwonił do mnie czytelnik, właściciel autoryzowanego warsztatu samochodowego z tzw. ściany wschodniej. – Tego roku chyba już nie przetrwam – żalił się. – Wy tam piszecie o presji płacowej, a ja mam presję podwójną. Rywale nie wystawiają rachunków i nie dość, że kradną mi klientów, to teraz zaczęli odbierać najlepszych mechaników. Oficjalnie płacą minimalną stawkę krajową, pod stołem resztę. Ja takiej konkurencji nie sprostam, bo zachodni koncern patrzy mi na ręce – westchnął. I dodał, że nikt z tym w jego mieście nie walczy, bo bez rachunku auta naprawiają u rywali i prokurator, i ludzie z urzędu skarbowego.

Aktualizacja: 07.03.2018 20:20 Publikacja: 07.03.2018 20:00

Szarą strefę mamy we krwi

Foto: 123RF

Tak oto szara strefa zaraża wszystkich dokoła. To tym łatwiejsze, że my, Polacy, mamy ją niejako we krwi. Przed rokiem 1989 jeździliśmy na handel na Węgry, do Grecji czy ZSRR, pracowaliśmy na czarno na Zachodzie. Jeszcze 30 lat temu był to dowód zaradności, a przed 75 laty – wręcz warunek przetrwania.

W czasie okupacji moja babcia szmuglowała mięso z nielegalnego uboju spod Ostrowi do wygłodniałej Warszawy, a stryjowie – garnki i herbatę przez graniczny wówczas Bug z Generalnej Guberni na sowiecką stronę. Niewątpliwie działali w szarej, a może nawet czarnej strefie, ale wstydzić się nie mieli czego. Ba, ktoś nawet mógłby uznać sabotowanie zarządzeń okupanta za patriotyzm.

Tylko 99 zł za rok.
Czytaj o tym, co dla Ciebie ważne.

Sprawdzaj z nami, jak zmienia się świat i co dzieje się w kraju. Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia, historia i psychologia w jednym miejscu.
Opinie Ekonomiczne
Marcin Piasecki: Marzenie stanie się potrzebą
Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Król jest nagi. Przynajmniej ten zbrojeniowy
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Dlaczego znika hejt na elektryki
Opinie Ekonomiczne
Agata Rozszczypała: O ile więcej od kobiet zarabiają mężczyźni
Opinie Ekonomiczne
Iwona Trusewicz: Rodeo po rosyjsku, czyli jak ujeździć Amerykę