Trzeba umieć czytać znaki czasu

Kiedyś na targach najważniejsze były eksponaty. Teraz miejsce do rozmów – mówi Przemysław Trawa, prezes Grupy MTP.

Publikacja: 02.06.2019 21:00

Trzeba umieć czytać znaki czasu

Foto: materiały prasowe

Jak kręci się biznes targowy? Na ile wpływa na niego utrzymujący się wzrost gospodarczy?

Mamy tu do czynienia z zadziwiającym zjawiskiem. Przy pewnych wydarzeniach targowych im gorzej dzieje się w danej branży, tym większe korzyści odnoszą z tego targi. Ale w większości targowych imprez jest prawidłowość: im lepiej w branży tym lepiej dla targów.

Które branże wyłamują się z tej generalnej tendencji?

Branża deweloperska. Gdy mieszkania sprzedają się na pniu, targi są niepotrzebne. Po co się reklamować, skoro i tak wszystko zostanie sprzedane? Teraz ten sektor przeżywa hossę. A my niecierpliwie czekamy, kiedy na tym rynku wreszcie pojawi się spowolnienie. Na razie nic na to nie wskazuje, zwłaszcza utrzymujące się na niskim poziomie stopy procentowe. Choć zaczyna spadać liczba pozwoleń na budowę, co jest pierwszym sygnałem, że sytuacja może zacząć się zmieniać.

Ale gospodarka jest rozpędzona. Inwestycje rosną. Co w takim razie z innymi branżami?

Popatrzmy na różnego typu targi maszynowe. W czerwcu będą wystawiane obrabiarki do metali. Jeśli rośnie na nie zapotrzebowanie, to znaczy że będzie rósł popyt inwestycyjny. Jeszcze kilka miesięcy temu nie miałbym co do tego wątpliwości. Jednak teraz zaczyna się zadyszka. Sam jestem ciekaw, jak to się odbije na targach czerwcowych.

Czy to się będzie zbiegać z prognozowanym spowolnieniem w europejskiej gospodarce? Targi są chyba barometrem takich zmian?

Trzeba tylko umieć czytać znaki czasu. Branżą, w której eksport odgrywa podstawową rolę, są meble i stolarka otworowa. Dynamika sprzedaży za granicą słabnie, bo osłabił się popyt konsumpcyjny w krajach, które są głównymi odbiorcami dla tego sektora. Widać to m.in. na rynku niemieckim. A jak maleje eksport mebli i stolarki otworowej, to konsekwencje przekładają się na inne branże, np. zmniejsza się popyt na maszyny do obróbki drewna.

Czy w biznesie targowym są branże mniej lub bardziej niezależne od bieżących trendów w gospodarce?

Te, które związane są z rozrywką. Polska jest jednym z czołowych eksporterów gamingu. Ten sektor ciągle rośnie, wchodzą nowe pokolenia graczy, więc z koniunkturą gospodarczą nie ma on nic wspólnego. Zaczynia także szybko rosnąć popyt na żywność butikową, ekologiczną, ale droższą. Jednak stanowi ona zaledwie 20 proc. rynku.

Wiele mówi się o potencjalnych skutkach brexitu. Czy pan się ich obawia?

Choć nie jesteśmy graczami globalnymi – takie targi mają zasięg międzykontynentalny, odbywają się w Niemczech, Francji, Włoszech, a także w USA i Chinach – tu jesteśmy dużym graczem regionalnym. I z takiej perspektywy, biorąc pod uwagę tę część Europy, brexit nie ma dla nas znaczenia.

Skoro mowa o graczach: z kim konkurujemy?

W skali regionu polski rynek jest najsilniejszy, Węgry przestały odgrywać znaczącą role w branży targowej. W Czechach monopol mają targi w Brnie, mające historię tak długą jak nasza. Są targi w Niemczech w Lipsku, ale ich znaczenie jest marginalizowane. Z kolei Litwa, Łotwa i Estonia to zbyt małe kraje, by mogły w tym biznesie odgrywać znaczącą rolę. Pozostaje jeszcze Ukraina. To co prawda ukryty olbrzym, ale Lwów nie ma dobrych terenów targowych, a Kijów z powodu sytuacji na rynku ukraińskim od kilku lat nie gra istotnej roli.

A w Polsce?

Jest kilku graczy. Niektórzy są zupełnie nowi, nieodkryci. Są też tradycyjni, którzy działają od początku lat 90. Znaczącym ośrodkiem są Kielce, jest też Gdańsk, Kraków, Lublin. Ale te trzy ostatnie miasta to skala nieporównywalna.

Dlaczego nie ma targów w Warszawie?

Uważam, że smutny to kraj, gdzie stolica ma nadwyżkę znaczenia we wszystkim. Jestem zwolennikiem niemieckiego modelu rozwoju regionów, bardziej niż modelu francuskiego czy węgierskiego. Niech Kielce i Poznań mają nadwyżkę znaczenia w targach, a Kraków np. w turystyce. I bardzo dobrze, że w konferencjach i kongresach tak świetnie radzą sobie Katowice.

W gospodarce pojawiają się nowe trendy, coraz więcej mówi się np. o cyfryzacji. Czy znajdują odzwierciedlenie w branży targowej? Co się zmienia?

Pierwsze słowo - klucz to internet. Czy wpływa na branżę? Tak. W pewnych dziedzinach istotnie ją zmienia, np. w przypadku mody. Ale jeśli w internecie można uzyskać informację, to w spadku dostaje się także szum informacyjny. Trzeba dokonywać wyboru, ale nie wiadomo na co się zdecydować, bo towaru musimy jednak dotknąć. Targi likwidują taki szum informacyjny. Ale i tu są zmiany. Do tej pory najważniejsze na targach były stoiska i umieszczone na nich eksponaty. A teraz kluczowa staje się przestrzeń do rozmów: stoliki, kawa, okazja do lunchu z kontrahentem. Eksponat może być pokazywany wirtualnie. Natomiast przyszłość przyniesie kolejne zmiany: w miejsce internetu wejdzie Augmented Reality, czyli rozszerzona rzeczywistość.

Co z wystawcami? Jakie mają dziś wymagania?

Tu trzeba odnieść się do typu imprezy. W przypadku targów B2B racją istnienia jest umowa czy też jej przyrzeczenie. Ważna jest pierwsza wymiana wizytówek. Rozstajemy się z nadzieją na kontrakt. Ten typ targów jeszcze ma się dobrze, choć jest to rynek nasycony. Zupełnie inny rodzaj to targi, gdzie główną role grają emocje. To np. targi motoryzacyjne, gamingowe.

Jak duży wpływ ma organizacja targów na ich otoczenie, na miasta, w których są organizowane?

W tym roku obchodzimy 90-lecie Powszechnej Wystawy Krajowej w Poznaniu. Wtedy przez przeszło cztery miesiące odwiedziło ją 4,5 mln osób. To był także impuls dla inwestycji miejskich, które osiągnęły bardzo duże tempo i skalę. Dziś widać, jak na organizacji imprez targowych i na przemyśle spotkań zyskują Katowice. Byliśmy organizatorem technicznym Kongresu Klimatycznego i widzieliśmy, ile osób tu się przewijało. Także w Kielcach targi są postrzegane jako istotny czynnik rozwoju. W Poznaniu MTP są jednym z pięciu takich czynników. Ale są miasta, gdzie targi w ogóle nie są dostrzegane jako ważny instrument rozwoju: to Warszawa i Kraków.

Jakie są perspektywy biznesowe dla Międzynarodowych Targów Poznańskich?

Targi były kiedyś bardzo opłacalnym interesem, rentowność wynosiła 50 proc. Pieniądze było bardzo łatwo zarobić. Teraz rentowność jest dużo niższa. W dodatku teren, którym dysponuje organizator nie może być dostosowany tylko do działalności targowej. Dlatego przeznaczyliśmy jeden z pawilonów na centrum kongresowe, zmodernizowaliśmy działalność gastronomiczną, pewne pawilony będziemy poświęcać na eventy, a nie działalność targową. Następuje więc dywersyfikacja obiektów w zależności od powstających potrzeb. To podstawowe wyzwanie dla takiej firmy jak nasza. Targi to wąski rynek, trzeba szukać nowych źródeł przychodów. To oznacza wchodzenie w obszary, którymi się wcześniej nie zajmowaliśmy, współdziałanie z innymi firmami, których działalność zaczyna się zazębiać z naszą. To szersze zjawisko hybrydyzacji rynków, które zachodzą na siebie, nie mają już czystych granic. My jako przedsiębiorstwo też stajemy się taką hybrydą.

CV

Przemysław Trawa jest związany z Międzynarodowymi Targami Poznańskimi od 1983 r. Był m.in. odpowiedzialny za kierowanie wydziałem ekonomicznym, później pracował jako dyrektor ds. ekonomiczno-organizacyjnych. Od stycznia 2015 pełnił obowiązki prezesa Zarządu Międzynarodowych Targów Poznańskich, a obecnie Grupy MTP. Jest absolwentem Akademii Ekonomicznej w Poznaniu.

Jak kręci się biznes targowy? Na ile wpływa na niego utrzymujący się wzrost gospodarczy?

Mamy tu do czynienia z zadziwiającym zjawiskiem. Przy pewnych wydarzeniach targowych im gorzej dzieje się w danej branży, tym większe korzyści odnoszą z tego targi. Ale w większości targowych imprez jest prawidłowość: im lepiej w branży tym lepiej dla targów.

Pozostało 95% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację