Na europejskich giełdach mogą zostać same duże spółki

Trzeba się wycofać z unijnych regulacji, które godzą w małych i średnich emitentów oraz mniejszych brokerów – apeluje Petr Koblic, przewodniczący Federacji Europejskich Giełd Papierów Wartościowych (FESE) i prezes giełdy w Pradze.

Publikacja: 16.06.2019 21:00

Na europejskich giełdach mogą zostać same duże spółki

Foto: materiały prasowe

Giełdy w Europie mierzą się z wieloma wyzwaniami. Wystarczy wymienić choćby spadającą liczbę debiutów, przejęcia spółek przez fundusze private equity czy przejęcie dużej części obrotów przez nieregulowane platformy inwestycyjne.

Jeśli miałbym wskazać numer jeden na liście problemów, to byłyby to efekty działania dyrektyw MiFID. Miały wesprzeć rynki kapitałowe, ale stało się dokładnie odwrotnie i ich pozycja osłabła. Zwiększyły się obroty na rynku nieregulowanym, zmalała przejrzystość rynku, wzrosły obciążenia dla brokerów mniejszej wielkości, a także praktycznie zniknęły raporty analityczne dla mniejszych spółek. Gdybym umiał czarować, to sprawiłbym, że dyrektywa MiFID II nigdy by nie powstała. Między tym, co głoszono i co miała ona wnieść, a tym, co faktycznie przyniosła, jest przepaść. Praktycznie wszyscy się co do tego zgadzają i zastanawiamy się, jak to naprawić. Niektóre drobne zmiany mogą zadziałać w przypadku blue chips, ale w przypadku mniejszych spółek i mniejszych rynków mamy prawdziwą katastrofę.

A co z innymi problemami?

Kolejną kwestią, która nas niepokoi, jest wyraźne przesunięcie nacisku w branży zarządzania aktywami z zarządzania aktywnego na pasywne. Regulatorom ten trend początkowo nawet się spodobał, ponieważ zarządzanie pasywne powinno oznaczać niższe prowizje pobierane od klientów niż aktywne. Jednak w ostatnich kilku latach trend ten prowadzi do zawężenia rynku. Spółki, które są ujęte w głównych indeksach, mogą liczyć na inwestycje z funduszy pasywnych, a przez to płynność ich akcji jest większa i mają lepsze współczynniki wycen. Spółki, które są poza tymi indeksami, nie mają szans na dobre wyceny. Trzecią negatywną tendencją jest odpływ z rynków publicznych w kierunku rynków prywatnych. Liczba spółek notowanych na giełdach w Europie, ale także w USA, drastycznie spada. Jest także mniej IPO. To również jest rodzaj ruchu, który został wywołany przez legislację na przestrzeni wielu lat – w wyniku tego, że na spółki publiczne, w porównaniu z prywatnymi, jest nakładanych coraz więcej obowiązków. Dlatego jesteśmy zdania, że trzeba mówić o wyrównywaniu reguł gry nie tylko w tradycyjnym sensie – między giełdami a nieregulowanymi platformami inwestycyjnymi – ale także pomiędzy rynkiem kapitałowym publicznym a prywatnym. Są to trzy główne obszary, które razem tworzą ogromny problem mogący zagrozić egzystencji publicznych rynków kapitałowych w Europie.

Jakie zatem mogą być rozwiązania tego problemu?

Jeśli chodzi o MiFID II, to sprawa jest stosunkowa prosta. Trzeba się wycofać z niektórych postanowień tej dyrektywy – przede wszystkim tych, które godzą w małe i średnie spółki oraz brokerów średniej wielkości. Jednym z przykładów jest tzw. unbundling dotyczący analiz (konieczność rozdzielania opłat za transakcje i płatności za materiały analityczne – red.). Czas też porozmawiać o ponownym wprowadzeniu tzw. reguły koncentracji dla małych spółek. Małe spółki z natury mają małą płynność notowań i trzeba dążyć do tego, by skoncentrować ją na jednej giełdzie. Musimy także rozmawiać o kondycji spółek, które są poza głównymi indeksami. Musimy sprawić, żeby brokerom było łatwiej sprzedawać akcje takich firm inwestorom indywidualnym. Musimy także wymyślić zachęty dla firm zarządzających aktywami, by wprowadzały produkty oparte na małych i średnich spółkach. Pokrycie blue chips jest więcej niż wystarczające. Ale problemem są właśnie mniejsze firmy – i to nie tylko tradycyjnie rozumiane małe i średnie przedsiębiorstwa (MŚP), lecz także firmy plasujące się pomiędzy MŚP a blue chips z głównych indeksów. Ta najbardziej pod względem liczby spółek znacząca część europejskiego rynku kapitałowego jest zagrożona.

Co pan miał na myśli, mówiąc o wyrównywaniu reguł gry dla publicznego i prywatnego rynku kapitałowego? Czy to oznacza, że potrzebne są regulacje dla rynku private equity?

Tak. Uważam, że nie ma zachowanej równowagi w sytuacji, gdy jedna duża spółka w jakimkolwiek kraju UE ma inwestorów w postaci funduszy emerytalnych, lokalnych inwestorów detalicznych oraz globalnych firm asset management i musi publikować sprawozdania, podczas gdy inna duża spółka należy do jakiegoś funduszu private equity z Kajmanów i nie ma takiego obowiązku. Mocno wierzę, że wysoki, rozsądny udział inwestycji obywateli unijnych w tutejszych spółkach jest jednym z kluczowych warunków utrzymania zdrowej demokracji.

Jak problemy rynku kapitałowego postrzegają politycy w Brukseli?

Nie chciałbym się rozwodzić nad przeszłością. Kadencja w Parlamencie Europejskim i w Brukseli właśnie dobiega końca, pojawią się nowe osoby, dlatego lepiej rozmawiać o przyszłości. W gronie prezesów europejskich giełd papierów wartościowych zgodziliśmy się, że powinniśmy wystąpić do nowego komisarza oraz nowych osób odpowiedzialnych za legislację z bardzo mocnym przesłaniem, że jeśli stan rzeczy się nie zmieni, to za pięć lat będziemy w strasznym położeniu. I nie mam na myśli tutaj nas – giełd, tylko nas – publiczne rynki kapitałowe. Możemy się znaleźć w sytuacji, że nie będzie już notowanych małych i średnich spółek, nie będzie mniejszych brokerów analizujących takie spółki i poza dużymi blue chips z Europy Zachodniej reszta rynku zacznie zanikać. Myślę, że nikt nie życzy sobie takiego obrotu spraw. Ludzie w żółtych kamizelkach z Champs-Elysees w Paryżu prawdopodobnie nie są inwestorami. Żyją w przekonaniu, że światem rządzą jacyś tajemniczy bogacze. I być może kiedyś to się sprawdzi, jeśli pozwolimy, aby nic się nie zmieniło i kolejne europejskie firmy przechodziły pod kontrolę funduszy private equity. Na razie tej sytuacji nie mamy, ale nie chcemy, żeby stała się rzeczywistością. Publiczne rynki kapitałowe są kluczowe dla utrzymania szczęśliwej i silnej klasy średniej.

Jakie jest miejsce dla giełd z Europy Środkowo-Wschodniej? Ich pozycja wydaje się słabsza niż kilka lat temu.

Problemem naszego regionu jest to, że wciąż jesteśmy klasyfikowani jako rynek wschodzący, co głównie rozbija się o metodologię. Nie cieszy mnie to. Europa powinna być znacznie bardziej zjednoczona. Jeśli spojrzy się na mapę Unii, mapę członków NATO, mapę członków OECD – wszędzie Europa jest zjednoczona. A następnie spoglądamy na mapę klasyfikacji rynków i widzimy żelazną kurtynę. Prawie 30 lat po tym, jak ona upadła! Tak absolutnie nie powinno być. Jestem przekonany, że coś musi się w tej kwestii wydarzyć i odpowiednie osoby powinny się tym zająć.

CV

Petr Koblic jest przewodniczącym rady Federacji Europejskich Giełd Papierów Wartościowych (FESE) od października 2018 r. Od 2004 r. zasiada w fotelu prezesa giełdy w Pradze, a od 2012 r. jest członkiem zarządu giełdowej grupy CEESEG, obejmującej rynki w Wiedniu i Pradze, a od 2016 r. członkiem zarządu ds. finansowych Wiener Börse. W skład FESE wchodzi obecnie 19 operatorów giełdowych z 30 krajów, w tym GPW w Warszawie.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację