Niemcy są odbiorcą jednej trzeciej polskiego eksportu, więc ostre hamowanie, a nawet – ekonomiści używają tu groźnego słowa – recesja w tamtejszym przemyśle musi dać się we znaki polskiej gospodarce. Do pewnego stopnia będzie nas ratował efekt substytucji – jeśli niemieckie firmy przyciśnięte do muru będą ciąć koszty i szukać tańszych dostawców. Dotąd znajdowali ich u nas. Sęk w tym, że brak rąk do pracy mocno podbił u nas poziom wynagrodzeń.
Czytaj także: Fatalne dane z przemysłu eurolandu. Tak źle nie było od 7 lat
Będziemy dłużej żyć w środowisku niskich stóp procentowych. W obliczu powracającej dekoniunktury EBC utrzyma rekordowo niskie stopy procentowe, z ujemną depozytową, i – jak prorokują eksperci – rozpocznie nową fazę interwencyjnych zakupów papierów wartościowych. Nie mam wątpliwości, że dorzucający dotąd do pieca rozgrzanej do białości koniunktury NBP zechce ją podtrzymać i być może zetnie swoje stopy procentowe.
Wszystko to oznacza przedłużenie epoki taniego pieniądza, odciskającej piętno na całej gospodarce. Tani dług zachęca rządy do zadłużania się. W Polsce, zasypanej miliardowymi prezentami wyborczymi, lansowana jest doktryna, że dopóki dług rośnie wolniej od PKB, hulaj dusza, piekła nie ma. Jeśli na horyzoncie pojawi się choć cień recesji, pojawią się pomysły zamiany 500+ w 1000+, byle podtrzymać za pomocą konsumpcji koniunkturę i dobre nastroje.
Tani kredyt pozwala uciec spod noża marnym firmom zombi, przejadającym zasoby, co przy „normalnych" stopach procentowych nie byłoby możliwe. Jakość gospodarki słabnie, jeśli słabeusze nie wypadają z obrotu.