Andrzej K. Koźmiński: Uczelnie na zakręcie

Mimo różnych słabości najlepsze uczelnie przyciągają wybitne umysły, są ostoją racjonalizmu i rozsadnikiem innowacji. Pandemia wykazała, że to nie wystarczy.

Publikacja: 07.06.2020 21:00

Andrzej K. Koźmiński: Uczelnie na zakręcie

Foto: Adobe Stock

Jak dotąd nawet czołowe światowe uniwersytety z pewnym ociąganiem reagowały na wyzwania współczesności. Przyczyn można wymienić wiele: akademicki rytualizm, zasklepienie w silosach sztucznie wydzielonych dyscyplin naukowych i coraz węższych specjalizacji, niewolne od wpływu nieformalnych powiązań awanse naukowe, antyinnowacyjne mechanizmy środowiskowych ocen projektów naukowych i publikacji (peer review), arogancki stosunek do otoczenia, notoryczna niesprawność zarządzania i szereg innych. Są one dobrze znane zarówno uczestnikom życia akademickiego, jak też jego badaczom i obserwatorom.

Cyfrowy świat

Teraz okazało się, że tryb online musi z dnia na dzień zastąpić tradycyjną dydaktykę i stać się skutecznym substytutem niezwykle rozwiniętej mobilności studentów oraz uczonych prowadzących badania. Te uczelnie, które od dawna eksperymentowały z działaniami w wirtualnej rzeczywistości, musiały błyskawicznie wdrożyć rozwiązania internetowe na znacznie większą skalę. Na ogół im się to udało.

Wiele innych słabszych ośrodków pozostało jednak w tyle i tym samym weszło w obszar bezpośredniego zagrożenia egzystencji. Nowa sytuacja stworzyła bowiem nowe standardy i z pewnością nie będzie powrotu do tego, jak było przed pandemią. Między innymi ze względu na nowe podwyższone wymagania sanitarne, które już z nami zostaną na stałe, oraz na nawyki i swoistą informatyczną subkulturę młodej generacji digital natives.

Pomoc państwa?

Wiele słabszych i mniejszych ośrodków akademickich na całym świecie nie jest w stanie sprostać nowym wymogom i generować odpowiednich przychodów z czesnego opłacanego przez ubożejącą w warunkach kryzysu klasę średnią. Skala tego zjawiska jest w niektórych regionach dramatyczna. Z badań przeprowadzonych ostatnio przez edukacyjną firmę konsultacyjną EY-Parthenon w USA wynika, że na 2000 zbadanych uczelni aż 800, przeważnie mniejszych, prywatnych, zagrożonych jest bankructwem.

Edukacja wyższa i nauka staną się więc w większym stopniu uzależnione od finansowania przez państwo. A warto pamiętać, że na skutek gigantycznych wydatków spowodowanych koronawirusem deficyty finansów publicznych na całym świecie osiągają gigantyczne, niewyobrażalne do niedawna rozmiary.

Rośnie rynek wiedzy

Równocześnie w skali globalnej można oczekiwać zwiększonego zapotrzebowania na wykształcenie na poziomie wyższym. Składają się na nie co najmniej następujące czynniki:

• Po pierwsze, mimo kryzysu ma miejsce gwałtowny wzrost liczebności klasy średniej w Azji, w Afryce i w Ameryce Południowej, czyli w regionach o niższym poziomie nasycenia szkolnictwem wyższym. Rozwój technologii może zastąpić w niemałej mierze dotychczasowe umiędzynarodowienie oparte na fizycznej mobilności studentów i kadry poprzez ofertę online lub mieszaną skierowaną na międzynarodowe rynki. Oferta ta może być rozsądnie wyceniona dzięki technologii, która generuje bliskie zera koszty krańcowe;

• Po drugie, coraz wyraźniejsza staje się konieczność przygotowania odpowiednio wykształconych i wyszkolonych pracowników zdolnych do posługiwania się nowoczesną technologią, zwłaszcza sztuczną inteligencją (AI), także na niższych, wykonawczych stanowiskach. Bliski mi jest pogląd, że w drugiej połowie XXI wieku 100 proc. zatrudnionych, przynajmniej w najwyżej rozwiniętych regionach i sektorach, będzie się musiało legitymować jakąś formą wykształcenia wyższego;

• Po trzecie wreszcie, narasta presja polityczna na niwelowanie poprzez wykształcenie pogłębiających się różnic społecznych.

W warunkach kryzysu postpandemicznego i radykalnej restrukturyzacji gospodarki w skali globu ten zwiększony popyt nie zawsze będzie poparty odpowiednimi środkami finansowymi zarówno publicznymi, jak i prywatnymi. Uczelnie, poza kilkunastoma na świecie „najtłustszymi kotami", będą więc musiały znacznie bardziej efektywnie wykorzystywać posiadane zasoby. To będzie wymagało radykalnych zmian.

Mobilność online

Oferta oferowanych przez uczelnie programów musi uzyskać wysoki stopień elastyczności i to w wielorakim znaczeniu tego słowa. Musi obejmować zarówno „tradycyjny" tryb nauczania, jak też online i mieszany (blended learning). Studenci powinni mieć możliwość wyboru. Szczególnie istotne jest, by zajęcia na poziomie podstawowym (undergraduate) oferować online studentom z całego świata i ograniczyć mobilność studiujących.

Podobnemu celowi służą zajęcia prowadzone w trybie „mieszanym". Trzeba pogodzić się z myślą, że zajęcia prowadzone bezpośrednio metodą tradycyjną stają się swego rodzaju luksusem zarezerwowanym dla wysoko wycenianych i opłacanych specjalistycznych, bardziej zaawansowanych tematów i programów na poziomie magisterskim, doktorskim lub podyplomowym.

Elastyczny program

Programy studiów powinny być podzielone na moduły obejmujące poszczególne przedmioty i grupy przedmiotów. Każdy z takich modułów powinien być osobno wyceniany przy pomocy odpowiedniej liczby punktów („kredyty") i osobno opłacany (w przypadku programów płatnych). Zaliczenie roku studiów i uzyskanie dyplomu zależeć będzie od uzyskania odpowiedniej liczby punktów.

W granicach ustalonych z opiekunem naukowym student musi mieć możność swobodnego wyboru sekwencji modułów i intensywności (długości) studiowania. Pozwoli to na likwidację archaicznego podziału na studia „dzienne" i „zaoczne" oraz na odpłatne oferowanie modułów „na wolnym rynku" osobom zainteresowanym konkretnymi tematami, ale niebędącym studentami w pełnym wymiarze.

Tak rozumiana elastyczność pozwoli na lepsze wykorzystanie najcenniejszego zasobu uczelni: kadry naukowo-dydaktycznej. Kadra musi jednak opanować nowoczesne techniki dydaktyczne oparte na platformach informatycznych i wykorzystujące AI. Struktura kwalifikacji i kultura szczególnej grupy zawodowej, jaką są nauczyciele akademiccy, musi więc ulec poważnej zmianie. Biorąc pod uwagę jej obecny skład, nie będzie to łatwe.

Pojawi się też zapotrzebowanie na informatyczne, logistyczne i menedżerskie umiejętności zarządzania elastyczną ofertą programową. W Polsce są one rzadko spotykane. W typowych strukturach akademickich brak dla nich odpowiednich pozycji i atrakcyjnych ścieżek kariery.

Tymczasem konkurencja nie śpi. Komercyjne firmy szkoleniowe są w stanie realizować wysokiej jakości moduły edukacyjne bez akademickiego sztafażu, a potencjalni klienci coraz bardziej cenią sobie konkretne wąsko sprofilowane umiejętności, a coraz mniej uczelniane dyplomy, zwłaszcza jeśli nie pochodzą od ścisłej czołówki.

Rola nauki

Zmiany muszą też dotknąć działalności naukowo-badawczej uczelni. Pandemia i towarzyszące jej procesy ekonomiczne, polityczne oraz społeczne wygenerowały całą gamę dotkliwych i pilnych do rozwiązania problemów w skali świata. Jedynym sposobem wyjaśnienia ich przez naukę, i tym samym uwierzytelnienia jej roli w społeczeństwie, są badania interdyscyplinarne.

Żaden rzeczywisty palący problem współczesności nie jest bowiem ekonomiczny, społeczny czy techniczny. Nawet samo jego zdefiniowanie wymaga badań interdyscyplinarnych. Takie badania łączące dorobek przedstawicieli nauk ścisłych, technicznych, biologicznych, społecznych, ekonomicznych, prawnych nie mieszczą się w sztywnych ramach akademickich wydziałów i specjalizacji, ukształtowanych środowisk i instytucji naukowych.

Uczelnie mają więc przed sobą wybór: albo kultywować dyscyplinarne opłotki, albo zaatakować realne problemy za realne pieniądze. Jeśli nie wybiorą drugiego wariantu, ich miejsce zajmą instytucje i grupy eksperckie, think tanki, firmy doradcze itp. Wówczas nauka akademicka abdykuje.

Pandemia przyspieszyła procesy zmian od dawna zachodzące w szkolnictwie wyższym. Biorąc pod uwagę tradycję akademicką i kulturę tego środowiska, będą to zmiany trudne i bolesne. Tempo wdrażania zmian stanie się nowym, ważnym kryterium zróżnicowania i stratyfikacji uczelni wyższych. Markowe uczelnie, które dostosują się najszybciej, będą mogły liczyć na premie w postaci zwiększonego międzynarodowego popytu na studia i inne usługi edukacyjne, obfitszych dotacji rządowych i środków na badania. Maruderzy będą mogli liczyć jedynie na gasnące finansowanie państwowe oraz równie gasnący popyt na „jakiekolwiek" akademickie dyplomy.

Prof. Andrzej K. Koźmiński jest ekonomistą i socjologiem, twórcą Akademii Leona Koźmińskiego.

Jak dotąd nawet czołowe światowe uniwersytety z pewnym ociąganiem reagowały na wyzwania współczesności. Przyczyn można wymienić wiele: akademicki rytualizm, zasklepienie w silosach sztucznie wydzielonych dyscyplin naukowych i coraz węższych specjalizacji, niewolne od wpływu nieformalnych powiązań awanse naukowe, antyinnowacyjne mechanizmy środowiskowych ocen projektów naukowych i publikacji (peer review), arogancki stosunek do otoczenia, notoryczna niesprawność zarządzania i szereg innych. Są one dobrze znane zarówno uczestnikom życia akademickiego, jak też jego badaczom i obserwatorom.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację