Z akademickiego punktu widzenia stabilna inflacja w okolicy 2 proc. byłaby dobra dla gospodarki. Ale wątpliwe, czy osiągnięcie tego celu jest w ogóle realne tymi metodami. Bank Japonii (BoJ) przez lata nie był w stanie osiągnąć celu na poziomie 1 proc., po czym podniósł go do 2 proc. Okazało się, że samo podniesienie poprzeczki nie spowodowało, że BoJ zaczął wyżej skakać. Inflacji w Japonii nadal nie ma, choć BoJ jako pierwszy poszedł w kierunku szaleńczej polityki pieniężnej. Uzyskał więc efekty, na które dziś liczyć nie można: gwałtowne osłabienie waluty, co powinno ułatwić dojście do wyższej inflacji. Teraz, gdy taka luźna polityka staje się normą, a Fed niejako zmusza innych do pójścia w jego ślady, takich efektów kursowych nie będzie.
Instrumentami polityki pieniężnej nie da się pobudzić inflacji?
To zależy, o co dokładnie chodzi. Nikt nie chce niekontrolowanej inflacji. Gdyby to było celem autorów polityki gospodarczej, to należałoby robić na jeszcze większą skalę to, co robi się dziś w USA: zwiększać bilans banku centralnego i rozdawać pieniądze ludziom. To prosta droga do inflacji, ale takiej, nad którą trudno będzie zapanować. Ale jeśli chcemy nieco wyższej niż dziś, ale wciąż niskiej na tle historycznym i stabilnej, to narzędzia monetarne utraciły moim zdaniem skuteczność. Być może w USA w ogóle nie da się obecnie wygenerować stabilnej inflacji 2 proc., a jeśli bank centralny będzie do tego dążył wszelkimi możliwymi środkami, może osiągnąć efekty odwrotne do zamierzonych. Zamiast do zrównoważonego wzrostu gospodarczego, którego przejawem jest niska i stabilna inflacja, może doprowadzić do większej zmienności.
Zapowiedź dłuższego okresu łagodnej polityki pieniężnej wzmocniła presję na osłabienie dolara. We wtorek euro kosztowało 1,20 dolara, najwięcej od 2018 r. Główny ekonomista EBC Philip Lane zasugerował, że aprecjacja euro może wymusić dalsze łagodzenie polityki pieniężnej w strefie euro. To zapowiedź wojny walutowej?
Ta wojna rozpoczęła się już parę lat temu. W końcu Fed wziął ciężar umocnienia waluty na siebie. Tamtejsza gospodarka radziła sobie nieco lepiej niż inne, więc Fed podniósł stopy, umacniając dolara. Teraz jednak Fed skorzystał z możliwości, które sobie stworzył, i zdecydowanie poluzował politykę pieniężną. Inne banki centralne nie są w stanie na to odpowiedzieć, bo nie mają przestrzeni, by w tak krótkim czasie tak ostro poluzować politykę pieniężną. Mimo to oczywiście będą próbowały odpowiadać na działania Fedu. W warunkach deflacji (w sierpniu poziom cen towarów i usług konsumpcyjnych w strefie euro spadł o 0,2 proc. r./r. – red.) i umacniającego się euro EBC nie może powiedzieć, że nic już nie jest w stanie zrobić. Skończy się to prawdopodobnie wzrostem skali skupu instrumentów finansowych przez EBC, co jednak ma ograniczoną skuteczność. To przejaw eksportu polityki pieniężnej przez Fed, przez co jest ona tym bardziej szaleńcza, bo jej konsekwencje będzie ponosił cały świat.
Beneficjentem osłabienia dolara był złoty. W sierpniu umacniał się zarówno do dolara, jak i – jak zwykle w takich okolicznościach – do euro. Ten trend będzie kontynuowany?