Spór o sądy przysłonił fakt, że z gospodarki płyną bardzo niepokojące sygnały. Z jednej strony wzrost PKB wyhamował prawie do zera (wzrost mierzony z kwartału na kwartał, z uwzględnieniem czynników sezonowych). Z drugiej strony inflacja w styczniu sięgnęła 4,4 proc. w skali 12 miesięcy. To poziom nienotowany od lat, niemal 1 pkt proc. ponad górną granicą inflacji dopuszczanej przez NBP.
Czy mamy do czynienia tylko z krótkookresową zadyszką, która szybko minie, czy z głębszymi problemami? W którą stronę zmierza po czterech latach realizacji rządowej strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju (SOR) polska gospodarka?
Krótka i dłuższa perspektywa
Nie ma wątpliwości, że bezpośrednią przyczyną gwałtownego wyhamowania wzrostu PKB są czynniki niezależne od polityki gospodarczej Polski, wynikające głównie z przemysłowej recesji w Niemczech. Na razie u naszego sąsiada nie widać wyraźnych oznak poprawy sytuacji, więc niemal pewne jest dalsze spowolnienie wzrostu w pierwszych kwartałach 2020 r.
Bardziej złożona jest ocena inflacji. O obserwowany dziś dynamiczny wzrost cen trudno obwiniać świat – inflacja w strefie euro pozostaje niska, podobnie jak światowe ceny ropy. Skok inflacji częściowo wynika z czynników od nas niezależnych, np. polityki klimatycznej UE czy kiepskich warunków pogodowych.
Nie ma jednak wątpliwości, że na wzrost cen usług bezpośredni wpływ miało też silne zwiększenie płacy minimalnej, a na kumulację podwyżek cen energii przedwyborcza operacja ich zamrożenia w 2019 r. Rada Polityki Pieniężnej miała cztery lata na to, by nie dopuścić do wymknięcia się inflacji spod kontroli. NBP prezentował uspokajające projekcje mówiące o braku zagrożenia inflacyjnego, a jeszcze w grudniu głosował wniosek o obniżkę stóp. Wbrew ocenom rządu i NBP jest niemal pewne, że w najbliższych miesiącach inflacja utrzyma się na obecnym, niepokojąco wysokim poziomie, a może nawet rosnąć.