Ameryka Południowa to niestety wciąż mieszanka wybuchowa

Rozmowa z Alejandro A. Chafuen, prezesem Atlas Economic Research Foundation, o sytuacji gospodarczej Ameryki Łacińskiej

Aktualizacja: 12.10.2007 09:22 Publikacja: 12.10.2007 07:41

Red

RZ: Wielu politologów i ekonomistów przekonuje, że największą porażką administracji George’a W. Busha wcale nie jest sytuacja w Iraku czy Afganistanie, lecz utrata wpływów w Ameryce Południowej.

Alejandro A. Chafuen

: Bush zaczynał swoją prezydenturę w świecie, w którym największe wyzwanie dla Stanów Zjednoczonych nadchodziło z Chin. Głównym sojusznikiem była Ameryka Łacińska. Jednak wszystko się zmieniło po ataku na WTC z 2001 r. W tym też priorytety polityczne. Większość Amerykanów, także ci mający – jak ja – korzenie latynoamerykańskie, stwierdziło, że największe zagrożenie dla zachodniej cywilizacji tkwi w radykalnym islamie. Stąd początkowa strategia polityczna Busha uległa zmianie. Niemniej, jeśli przyjrzymy się corocznym badaniom przeprowadzanym przez Latinobarómetro, widzimy, że mieszkańcy tego kontynentu wciąż uważają Amerykę za swojego największego przyjaciela. USA wciąż są liderem, mimo że z powodu zmiany sytuacji międzynarodowej zaniedbaliśmy nasze stosunki z tymi państwami.

Skoro Latynosi tak lubią Amerykę, to czemu wybierają na przywódców swoich państw polityków, którzy szczerze nienawidzą amerykańskiego systemu gospodarczego.

W Ameryce Środkowej, poza Nikaraguą, wyborcy odrzucili kandydatów skrajnej lewicy. W Meksyku niemal dwie trzecie wyborców głosowało przeciw populistom. W Kolumbii, a nawet w Wenezueli, Ameryka jest bardzo dobrze postrzegana. Administracja Busha ma rzeczywiście gorszy wizerunek, ale czym innym jest wizerunek rządu, a czym innym państwa i jego mieszkańców. Zresztą wynik 30 proc. jest średnią wziętą z całego kontynentu. Są państwa, w których sympatia dla Ameryki sięga 60 proc. Ale są również kraje jak Argentyna, gdzie rząd w 2002 r. dołożył wielkich starań, by zrzucić winę za krach finansowy na Amerykę, robiąc z niej kozła ofiarnego własnego nieudacznictwa.Niemniej pod przywództwem Cháveza budowany jest wielki sojusz skierowany przeciw Ameryce. Chyba że to tylko polityczna retoryka.Nie, Chávez naprawdę dąży do budowy socjalizmu w Ameryce Południowej i poza nią zresztą też. Jego siła bierze się głównie stąd, że otrzymuje dla swoich rządów pomoc i wsparcie z wielu państw i firm. Chávez z pieniędzy zarobionych na interesach z tymi firmami opłaca aktywistów, którzy wzbudzają niepokoje społeczne w innych państwach, a niekiedy doprowadzają je na skraj wojny domowej, dzięki czemu w kolejnych państwach do władzy dochodzą ludzie pozostający pod kontrolą tego człowieka. No i oczywiście czyni wielkie szkody gospodarcze.

W najbogatszym państwie regionu, Chile, półtora roku temu też głową państwa została lewicowa Michelle Bachele.

Problemem jest to, że obecne rządy Chile są nieefektywne i stopniowo hamują rozwiązania rynkowe. Wprowadzono m.in. centralne zarządzanie transportem publicznym w stolicy, mimo że nikt wcześniej na niego nie narzekał. Skutki tego programu są opłakane. Mimo to Chile w porównaniu z innymi państwami regionu jest i tak w dobrej sytuacji. Przede wszystkim ze względu na przestrzeganie zasad państwa prawa oraz rozwiązań rynkowych.

Pana ojczyzna, Argentyna, również ma się nieźle, chyba już się otrząsnęła z krachu finansowego z 2002 r., bo wskaźniki ekonomiczne ma nadzwyczaj dobre.

To prawda, że sytuacja gospodarcza jest dobra. Sprawił to jednak jedynie szczęśliwy zbieg okoliczności, to dzięki niemu udało się wydobyć kraj z wielkiego kryzysu. Rzeczywiście gospodarka rozwija się dość szybko, zawdzięcza to wysokiemu eksportowi. Argentyńczycy, którzy ucierpieli w czasie kryzysu, odrobili część swoich strat, ale niczego się nie nauczyli, bo dziś znów deklarują gotowość popierania polityków, przez których kilka lat temu stracili oszczędności całego życia. Współczuję tym, którzy tyle się trudzą, aby odbudować swoje finanse. Przy obecnych rządach kolejny krach i zapaść są tylko kwestią czasu.

Dlaczego uważa pan krach za nieunikniony?

Bo w Argentynie wciąż jest socjalizm. Socjalizm to ustrój, przez który rozumiem pozostawanie środków produkcji w rękach państwa, a taką sytuację mamy w Argentynie. Niestety, wielu polityków, którzy uważają się za przeciwników socjalizmu, w rzeczywistości jest w swoich poglądach nie tylko socjalistami, ale nawet narodowymi socjalistami. Z tego, co mi wiadomo, są oni również w Polsce, bo przecież w waszym kraju są partie popierające własność państwową, blokujące prywatyzację. W Argentynie takim ruchem jest peronizm. Co ciekawe, wewnątrz niego mamy wiele nurtów; są więc radykalne skrzydła lewicy i prawicy, które w zależności od sytuacji są wykorzystywane w celu utrzymania się przy władzy. Gdy w społeczeństwie rośnie poparcie dla rozwiązań prawicowych, przewodzi grupa prawicowa; gdy jest moda na hasła socjalistyczne, peroniści podkreślają swoją wiarę w te idee. W moim odczuciu są oni nikim więcej jak zwykłymi oszustami, którzy utrzymują się przy władzy jedynie dzięki wywoływaniu frustracji społecznych, przeciwstawianiu sobie kolejnych grup. I są odpowiedzialni za doprowadzenie Argentyny do takiego stanu, w jakim jest obecnie – przypomnę tylko, że przed II wojną światową było to jedno z najbogatszych państw świata.

A co z Brazylią, największym państwem regionu. Podobnie jak Argentyna notuje szybki wzrost PKB.

Dużym problemem Brazylii, poza jej korporacjonizmem, są wysokie podatki. Jej atutem z kolei jest to, że ludzie przedsiębiorczy mają ogromny obszar swobody działania. Także w stopniu wystarczającym przestrzegane jest prawo własności. To sekret szybkiego wzrostu Brazylii, o którym pisał przed wiekami Adam Smith. Brazylia jest jednak państwem bardzo niestabilnym i zróżnicowanym. Z jednej strony niektóre regiony, na przykład południe kraju, podobnie jak firmy (Gerdau, Embraer czy Taurus), są światowej klasy. Z drugiej, są obszary, np. Rio de Janeiro czy Sao Paolo, które przypominają strefy wojenne.

Jaka zatem przyszłość czeka kontynent?

Sytuacja gospodarcza jest najlepsza od trzech dekad. Szacuje się, że w 2007 roku średni wzrost wyniesie ponad 5 proc. Tylko Wenezuela i Haiti mają wciąż tak samo słabe wyniki gospodarcze. Ale trzeba pamiętać, że wysokie dochody niektóre państwa latynoskie osiągają głównie dzięki wyjątkowo drogiej ropie. W Ameryce Południowej mamy do czynienia z dwoma dominującymi nurtami: nacjonalizmem i socjalizmem. Nacjonalizm konfrontacyjny połączony z socjalizmem daje mieszankę wybuchową, stanowiąc ogromny problem nie tylko polityczny, ale przede wszystkim gospodarczy.

I to jest pańskim zdaniem największym problemem całego kontynentu.

Nie, największym jest niemal całkowity brak rządów prawa. Elity państwa nie są w stanie się porozumieć, każda nowa grupa niemal całościowo zmienia obowiązujące prawo – ciężko jest prowadzić biznes, nie wiedząc tak naprawdę, co może być po wyborach. A zdarzyć się może wszystko, czego doskonałym przykładem jest Ekwador po zwycięstwie lewicowego Rafaela Correi. Jestem przekonany, że gdyby w Ameryce Południowej zapanowały rządy prawa, region mógłby gospodarczo prześcignąć wszystkich. Tam tkwi wielki potencjał ludzki, którego obecni rządzący nie umieją wykorzystać.

Dość krytycznie ocenia pan większość rządów oraz strategii gospodarczych. Dostrzega pan coś pozytywnego?

Oczywiście. Pozytywne jest zaangażowanie grupy państw na rzecz rozszerzania wolnego handlu. Poza własnością prywatną i tradycyjnymi wartościami, które dają główną siłę napędową rozwoju cywilizacyjnego, wolny handel jest trzecim niezbędnym komponentem tego rozwoju. Dlatego cieszy mnie, że Panama, Kolumbia, Peru, Chile, a także Meksyk podpisały umowy o wolnym handlu ze Stanami Zjednoczonymi. Wolny handel jest wspaniałym bodźcem do budowania rządów prawa. —rozmawiał Paweł Toboła–Pertkiewicz

Alejandro A. Chafuen (ur. 1954) na zaproszenie Polsko-Amerykańskiej Fundacji Edukacji i Rozwoju Ekonomicznego PAFERE wygłosi w sobotę wykład w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie pt. Quo Vadis Ameryko Południowa?Chaufen jest doktorem ekonomii, założycielem i prezesem Atlas Economic Research Foundation, ekspert Hispanic American Center for Economic Research (HACER), członkiem Mount Pelerin Society. Zaliczany do z czołowych badaczy tomistycznej i późnoscholastycznej myśli ekonomicznej. Wykładał między innymi na Universidad Francisco Marroquin (Gwatemala), Narodowym Uniwersytecie Hispanoamerykańskim (Oakland w Kalifornii) oraz na Uniwersytecie Buenos Aires i Katolickim Uniwersytecie Argentyńskim. Jego felietony publikowały „La Nación” i „The Wall Street Journal”. W Polsce ukazała się jego książka „Wiara i wolność. Myśl ekonomiczna późnych scholastyków”.

RZ: Wielu politologów i ekonomistów przekonuje, że największą porażką administracji George’a W. Busha wcale nie jest sytuacja w Iraku czy Afganistanie, lecz utrata wpływów w Ameryce Południowej.

Alejandro A. Chafuen

Pozostało 97% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację