Różnice w przewidywaniach pojawiają się, gdy spojrzymy na inflację. Rzadko który ekonomista uważa,że w całym roku może ona być niższa niż 3,5 proc. Raczej są skłonni przypuszczać, że będzie oscylowała wokół 4 proc. Wiceminister finansów Stanisław Gomułka straszył nawet, że jeśli nie osłabnie presja płacowa, okresowo inflacja może skoczyć do 6 - 7 proc.

Tymczasem resort wicepremiera Waldemara Pawlaka ogłosił, że w całym roku nie będzie ona wyższa niż 2,5 proc. Czyżby już wziął pod uwagę skutki reform, jakie zapowiada rząd Donalda Tuska? Byłoby to trochę ryzykowne, ponieważ poza zapowiedziami nie ma na razie żadnych koncepcji, jak przeprowadzić zmiany na rynku pracy. Poza tym trzeba być wielkim optymistą, aby sądzić, że natychmiast po wprowadzeniu reformatorskich rozwiązań ustaną wszelkie naciski na wzrost płac.

Optymizm resortu gospodarki nie ogranicza się do inflacji. Dużo lepsze od rynkowych są także przewidywania dotyczące poziomu inwestycji. W tym wypadku różnice są dość znaczne, ponieważ rynek mówi o wzroście rzędu 9 - 10 proc., a eksperci Ministerstwa Gospodarki o 14,5 proc. Taki poziom jest jednak do osiągnięcia. Warunkiem jest większe niż dotychczas wykorzystanie środków unijnych, a to w dużej mierze zależy właśnie od wicepremiera Pawlaka.