Jej przeciwnicy zarzucali jej orędownikom, że tak istotna dla polskiego bezpieczeństwa energetycznego spółka nie powinna być nawet częściowo prywatna, bo jej akcje mogłyby trafić w niepowołane ręce. Oczywiście chodziło o rosyjskich gigantów gazowych. Zwlekano nawet z oddaniem pracownikom należnych im ustawowo akcji.
Sprzedaż poprzez giełdę zagwarantowała jednak poddanie spółki presji inwestorów i analityków. Ich oceny natychmiast znajdują odzwierciedlenie w wycenie akcji, jest to zatem najlepszy mechanizm weryfikacji skuteczności i efektywności zarządu. Sposób niepodatny na sympatie polityczne. Ciągła presja ze strony inwestorów wymusza poprawę wydajności i efektywności oraz kontrolę kosztów w PGNiG, a tym samym wspiera działania regulatora, czyli prezesa Urzędu Regulacji Energetyki.
Co by się jednak stało, gdyby do prywatyzacji gazowego monopolisty nie doszło? Otóż poza słabą presją na jakość zarządzania PGNiG mało kto by wiedział, co się dzieje wewnątrz spółki. Jej negocjacje z regulatorem na temat nowych taryf zapewne również były niejawne. Proces upublicznienia wprowadził w tej kwestii o wiele większą transparentność. To dobrze, bo im więcej jawności w polskiej gospodarce, tym lepiej, nawet w tak ważnych dla nas branżach.