Co prawda to wciąż jedynie ponad 12 tys. osób, a większość z nas nadal rozlicza się z dochodów, stosując najniższą stawkę podatkową. Ale kwestią niepodlegającą dyskusji jest odrabianie majątkowych zaległości przez sporą część społeczeństwa, także tą z dochodami poniżej miliona. Oczywiście przy zastrzeżeniu, że są cały czas spore grupy, które nie korzystają z gospodarczego boomu.
W Polsce wciąż też trudno znaleźć takie miejsca jak mediolańskie Via Montenapoleone, gdzie atelier Versace sąsiaduje z salonem Prady i Luisa Vuittona. Jednak także te firmy szykują się do skoku nad Wisłę, czekając tylko na odpowiednie lokalizacje. Innym sygnałem doceniania siły polskiego rynku są pojawiające się u nas oddziały wiekowych szwajcarskich banków chcących świadczyć usługi naszym najbogatszym rodakom czy nowe salony luksusowych motoryzacyjnych marek.
To może wciąż marginalne, ale jednak symptomy wzrostu rangi polskiego rynku i zasobności portfeli Polaków. Bardziej wiarygodnym świadectwem tego procesu są kolejne galerie (już nie centra) handlowe powstające także w mniejszych miastach, jeszcze niedawno niedocenianych. Innym dowodem może być też np. coraz niższy wiek sprowadzanych do Polski samochodów lub rosnące dynamicznie obroty biur podróży.
Nadzieję na odrabianie dystansu dzielącego nas od krajów Europy Zachodniej daje na pewno kondycja polskiej gospodarki. I choć najnowsze dane wskazują, że dynamika Produktu Krajowego Brutto spadnie do 4 – 5 proc., to i tak powinniśmy rozwijać się szybciej niż np. Włochy czy Wielka Brytania.
Skomentuj - blog.rp.pl