Przyjaciel Putina

Waldemar Strzałkowski. Z KGB do zarządu Norylsk Nikiel. Nic nie wie o przemyśle wydobywczym, nie zna się na produkcji metali. Ale 8 sierpnia zostanie prezesem rosyjskiego konglomeratu

Publikacja: 31.07.2008 01:40

Waldemar Strzałkowski

Waldemar Strzałkowski

Foto: Rzeczpospolita

Strzałkowski dotychczas zajmował się turystyką – był wiceministrem rozwoju gospodarczego w rządzie Putina i prezesem Rosturistu. Jako człowiek bliski Putinowi zaliczany jest do tzw. siłowików, razem z Wiktorem Iwanowem, Igorem Seczinem czy Władimirem Osipowem.

– Zaakceptowałem propozycję (szefowania Norylsk Nikiel – przyp. red.) na prośbę najwyższych władz Rosji – wyjaśnił wczoraj. Putin zna go jeszcze z czasów pracy w KGB. Strzałkowski w latach 1980 – 1991 był jej szefem w okręgu leningradzkim. Potem, w latach 1991 – 1996, pracował razem z Putinem w Radzie Miasta w Sankt Petersburgu.

Teraz, zdaniem Putina, tylko Strzałkowski gwarantuje, że fuzja trzech wielkich rosyjskich firm: Norylska, Metalloinvestu i Rusalu, dzięki której powstanie gigant metalowy o wartości 100 mld dol., zostanie przeprowadzona uczciwie i państwo na tym skorzysta.

On sam zastrzega się jeszcze, że jego kandydatura może zostać odrzucona przez radę nadzorczą Norylska. Jest to bardzo mało prawdopodobne. Władimir Potanin, największy akcjonariusz Norylsk Nikiel, od dłuższego czasu czuł, że traci poparcie Kremla. Teraz wziął na siebie przekonanie pozostałych udziałowców, że „doświadczenie Strzałkowskiego, jego kontakty i opinia, jaką cieszy się we władzach, gwarantuje wsparcie dla tej największej w Rosji metalowej fuzji”.

Rosyjski oligarcha wierzy również w to, że osoba Strzałkowskiego uspokoi akcjonariuszy – innych rosyjskich miliarderów, tak skłóconych ze sobą, że groziło to paraliżem działalności firmy.

Nieoficjalnie się mówi, że Potanin sam obawiał się niekorzystnego dla siebie rozwoju wydarzeń i ratuje się „ucieczką do przodu”, proponując kandydaturę nie do odrzucenia. Szybko zgodził się na nią m.in. właściciel Metalloinvestu Aliszer Usmanow, który tak rozpędził się wczoraj w pochwałach dla Strzałkowskiego, że nazwał go nawet „jednym z pionierów rosyjskiego biznesu”. O Putinie także mówi, że myśli jak biznesmen.

54-letni Strzałkowski sam mówi dzisiaj, że nie zamierza mieszać się do produkcji i tym będzie zajmował się wiceprezes (od dwóch tygodni prezes) Siergiej Batechin. Natomiast jego zadaniem będą kontakty z władzami.

Nie jest wykluczone, że już pod zarządem Strzałkowskiego do konglomeratu zostanie dołączony inny rosyjski konglomerat górniczy – Machel, którego zarząd stał się obiektem gwałtownego ataku Putina kilka dni temu. W Moskwie mówi się już o „powtórce z Jukosu”. Transakcja nie byłaby zbyt kosztowna, ponieważ od czasu ataku Putina na Machela akcje tej firmy staniały prawie o połowę. Strzałkowskiemu jest bez różnicy, jak duży będzie konglomerat, którym będzie zarządzał – to nie on będzie odpowiedzialny za wyniki finansowe.

Strzałkowski dotychczas zajmował się turystyką – był wiceministrem rozwoju gospodarczego w rządzie Putina i prezesem Rosturistu. Jako człowiek bliski Putinowi zaliczany jest do tzw. siłowików, razem z Wiktorem Iwanowem, Igorem Seczinem czy Władimirem Osipowem.

– Zaakceptowałem propozycję (szefowania Norylsk Nikiel – przyp. red.) na prośbę najwyższych władz Rosji – wyjaśnił wczoraj. Putin zna go jeszcze z czasów pracy w KGB. Strzałkowski w latach 1980 – 1991 był jej szefem w okręgu leningradzkim. Potem, w latach 1991 – 1996, pracował razem z Putinem w Radzie Miasta w Sankt Petersburgu.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację