Czas rozpocząć szeroką dyskusję na temat kształtu i perspektyw polskiego programu pomocy. Warto rozważyć trzy kwestie: kierunki programu, jego skuteczność oraz współpracę z organizacjami międzynarodowymi.
Rząd w 2003 r. ustalił, że pomoc Polski powinna przede wszystkim przyczyniać się do zrównoważonego rozwoju jej beneficjentów. W rzeczywistości rozdzielamy środki nie wedle poziomu dochodu państwa biorcy, ale z myślą o własnych interesach. Prawie dwie trzecie transferów dwustronnych trafiły do stosunkowo dobrze rozwiniętych państw Europy Wschodniej i zachodnich Bałkanów. Taki rozdział funduszy sprzyja naszym aspiracjom politycznym w regionie, ale nie cieszy krajów biednego Południa. O specyfice polskiego programu świadczy też fakt, że obok projektów promujących demokrację i społeczeństwo obywatelskie np. na Ukrainie, udzielaliśmy kredytów preferencyjnych rządom w Taszkiencie i Pekinie.
Jacek Saryusz-Wolski nawoływał niedawno do połączenia działań wizerunkowych z dążeniem do osiągnięcia realnych efektów w polityce zagranicznej. Bez względu na to, czy polski program pomocy będziemy postrzegać społecznie, jako służbę krajom rozwijającym się, czy też strategicznie, jako realizację własnych celów politycznych, ostateczną miarą zaangażowania Polski we współpracę rozwojową będzie jej skuteczność. Niestety, wiele przesłanek wskazuje na nieefektywne wykorzystanie funduszy pomocowych. Skromną jak na kraj UE pulę rozmieniamy na drobne, wspierając aż osiem państw priorytetowych oraz wielu pozostałych biorców. Najszybciej rozbudowujemy pomoc projektową, która z powodu wysokich kosztów administracyjnych uchodzi za najmniej efektywną formę wsparcia. Brak odpowiedniej ustawy uniemożliwia prowadzenie przedsięwzięć o charakterze wieloletnim. Zwlekamy też z powołaniem specjalnej agencji do obsługi polskiej pomocy.
Polska dyplomacja współpracuje w sprawach rozwojowych z agendami ONZ, OECD, Bankiem Światowym i Międzynarodowym Funduszem Walutowym. Od 2004 r. nasza pomoc jest blisko związana z unijnymi mechanizmami współpracy. Co roku na programy UE wpłacamy ponad 500 mln zł. Kierowanie pomocy do dyspozycji organizacji wielostronnych pozwala na jej odpolitycznienie. Z drugiej jednak strony Polska mogłaby angażować się aktywniej w międzynarodowe działania harmonizacyjne. Nie ogłoszono np. stanowiska wobec przyjętego w ubiegłym roku podziału pracy UE w polityce rozwoju. Dokument ten ma stanowić zachętę dla państw członkowskich, by skoncentrowały swoje programy na wybranych krajach biorcach w dwóch – trzech dziedzinach współpracy. Jednocześnie w stosunkach z OECD perspektywa przystąpienia do Komitetu Pomocy Rozwojowej (wiodącego ośrodka koordynacji polityki rozwojowej) została odsunięta do 2010 r.
O przyszłości polskiej pomocy można decydować na dwa sposoby. Może ona być przedmiotem urzędniczych decyzji bądź wynikiem świadomej debaty na forum publicznym. Wbrew pozorom chodzi o ważką sprawę – pozycję Polski w świecie. Pomoc rozwojowa stanowi niewątpliwie jedno z najistotniejszych narzędzi budowania tej pozycji. Czas pokaże, czy zdobędziemy się na postawę państwa skutecznie solidarnego, czy też postrzegani będziemy jako kraj o ograniczonych możliwościach.