Pozornie interpretacja tej informacji jest prosta: skoro zarabiamy coraz więcej, stać nas, by wybierać alternatywy, nawet jeśli są droższe. A tak zazwyczaj bywa – wszak większość wpadek producentów, opisywanych przez media w ostatnich latach, było wynikiem pozbawionej zdrowego rozsądku pogoni za oszczędnościami. Tak było w przypadku Biedronki, w której wykorzystywano pracowników, tak było i w Constarze, w którym stosowano swoisty recykling mięsiwa.
Ta prosta interpretacja okazuje się jednak nieprawdziwa. Z badań wynika bowiem, że gotowość do bojkotu deklarują ci, którzy owszem, pieniądze mają, ale bez przesady. Wyjątkowo czujne są w tym gronie gospodynie domowe, które przecież trudno podejrzewać o to, by ich głównym zajęciem było śledzenie prasowych doniesień o przewinieniach tej czy innej firmy. Skąd taki wynik? Chyba po raz kolejny potwierdza się obserwacja, że to bogaci mają zdecydowanie najmniejszą ochotę na dzielenie włosa na czworo. Skoro odzwyczaili się od patrzenia na ceny produktów, nie będą też śledzić na etykietach całego łańcucha poddostawców, by w pocie czoła odnaleźć w nim jakąś kanalię niegodną zarobku.
Puenta może być tylko jedna: skoro bogactwo odbiera nam gotowość do zachowań wzniosłych (choć, zgoda, nie zawsze skutecznych), nie psioczmy tak bardzo na gospodarcze spowolnienie. Może dzięki niemu więcej z nas pozostanie jeszcze przez jakiś czas wrażliwymi na przekręty i manipulacje.
Skomentuj na: blog.rp.pl