Państwo nie płaci za błędy rynku

- Jak zmusić zagranicznych właścicieli polskich banków, by te znów udzielały kredytów - mówi Wojciech Kwaśniak, były szef nadzoru bankowego, w rozmowie z Jakubem Kuraszem („Rz”) i Cezarym Szymankiem (PiN)

Publikacja: 17.02.2009 03:04

Państwo nie płaci za błędy rynku

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

[b]RZ: Gdy był pan szefem nadzoru bankowego, mówiono na pana „Generał”. [/b]

[b]Wojciech Kwaśniak:[/b] Jestem bardzo dumny z tego pseudonimu. Oznacza człowieka, który wiedział, czego chce i do czego dąży.

[b]Teraz niektórzy mówią, że gdyby za pana czasów był problem z akcją kredytową, skończyłoby się to zamkniętym spotkaniem z prezesami banków i rozwiązaniem problemu w męskich słowach. [/b]

Trzeba rozmawiać nie tylko z prezesami, ale przede wszystkim z właścicielami tych banków. Dlatego że niektórzy z nich są zobowiązani do określonego zachowania z uwagi na deklaracje, które złożyli w momencie przejmowania kontroli nad tymi bankami.

[b]Zagraniczni właściciele nie wywiązują się z wcześniej podpisanych zobowiązań?[/b]

Można mieć takie wątpliwości. Całość transferu ryzyka na rynek krajowy jest dokonywana z rynków międzynarodowych za pośrednictwem podmiotów dominujących dla polskich banków. To one są często dotknięte trudną sytuacją, to przez ich sytuację finansową polskiemu bankowi zależnemu obniża się rating.

[b]Czyli trzeba wezwać zagranicznych właścicieli banków do Warszawy na dywanik?[/b]

Tak. To naturalne, że rozmawia się z zarządami, radami nadzorczymi i znaczącymi akcjonariuszami banków. Jeśli na skutek przyjętej strategii realizowanej przez podmiot dominujący w polskim banku powstają pewne rodzaje ryzyka, to kto ma je zabezpieczać? Ten, kto między innymi powodował, że polski bank realizował taką, a nie inną strategię. Nadzór ma bardzo dobry oręż w postaci dyrektywy przeniesionej do polskiego prawa bankowego, dającej możliwość uchylenia zezwolenia osobie, która wykonuje głosy ze znacznego pakietu akcji. W ustawie są wpisane przesłanki, kiedy można to uczynić, m.in. gdy wpływ takiej osoby może okazać się niekorzystny dla ostrożnego i stabilnego zarządzania bankiem, którego akcje posiada, ale też gdy inwestor nie dotrzymuje zobowiązań dotyczących funkcjonowania banku, które złożył przed uzyskaniem zezwolenia na kupno znaczącego pakietu akcji banku.

[b]Czy sytuacja jest aż tak zła, biorąc pod uwagę spadek akcji kredytowej, aby tego oręża użyć?[/b]

Myślę, że to nie jest kategoria oceny, że bank kredytuje bądź nie kredytuje, raczej ma to związek z obowiązkiem oceny, czy akcjonariusz polskiego banku sam jest zdrowy i w jaki sposób ta sytuacja wpływa na zachowania i stabilność banku polskiego. Przepis jest tak skonstruowany, że w każdym momencie znaczący akcjonariusz musi spełniać te warunki, które były wymagane w momencie wydawania zezwolenia. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: gdyby dzisiaj ten wybrany inwestor przyszedł uzyskać zezwolenie na określony pakiet głosów w polskim banku, to czy dostałby je, biorąc pod uwagę jego sytuację finansową? A jeśli właśnie w związku z nią obniżono rating polskiemu bankowi, to jest czynnik negatywny. Jeżeli z polskim bankiem zależnym uczestnicy rynku nie chcą współpracować z uwagi na sytuację jego podmiotu dominującego albo ucinają mu limity, to jest element, który trzeba analizować i weryfikować, mając na uwadze wpływ na ostrożne i stabilne zarządzanie. Jeśli dodatkowo styl zarządzania polskim bankiem jest modyfikowany w znaczący sposób, to trzeba tę sytuację ocenić na nowo.

[b]Idąc tym tropem, trzeba by wziąć pod lupę właścicieli większości polskich banków. Udział inwestorów zagranicznych w sektorze sięga około 70 proc.[/b]

To jest standard nadzorczy. Dlatego należy analizować każdego z akcjonariuszy, który ujawnił wysokie straty i który został objęty pomocą publiczną. Przede wszystkim po to, by mieć odpowiedź na pytanie dotyczące jego obecnej i przyszłej sytuacji finansowej. Jeśli bank dobry nagle staje się zły, ujawniając wielkie straty, to znaczy, że nie tylko był źle zarządzany, ale także ukrywał to. I pojawia się dalej pytanie: czy warto nadal mieć taki podmiot jako akcjonariusza dominującego nad polskim bankiem?

[b]Czyli nie warto mieć takiego inwestora?[/b]

Warto mieć dobrego inwestora. Dlatego w uzgodnieniu z nadzorcą z kraju pochodzenia takiego inwestora trzeba szybko wyjaśnić, co w tym podmiocie się zmieniło na lepsze, że może to nam dać pewność, iż będzie to już podmiot zdrowy. A jeżeli tej pewności brakuje, to wtedy trzeba powiedzieć takiemu inwestorowi: musicie zmniejszyć swój udział, bo niestety nie sprawdziliście się w kategoriach zachowania dobrej reputacji i dobrego zarządzania. Wasza obecność w akcjonariacie banku jest źródłem jego niestabilności.

[b]Czyli nawet zmusić inwestorów zagranicznych, żeby obniżyli swój udział w polskim banku?[/b]

Przez sprzedaż akcji. To jest rozwiązanie radykalne, ale prawnie dopuszczalne. Mamy przecież do czynienia z sytuacją niestandardową. Dokonując takiego działania, trzeba oczywiście mieć pewien plan: kto w to miejsce wejdzie, jaki inwestor lub grupa inwestorów. A gdyby inwestor nie sprzedał akcji, to prawo przewiduje, że nadzór może ograniczyć zakres działalności danego banku, może wprowadzić zarząd komisaryczny, cofnąć zezwolenie na funkcjonowanie i zarządzić jego likwidację.

[b]Czy banki, ograniczając akcję kredytową, mogą dolać oliwy do ognia i przyczynić się do jeszcze większego spowolnienia w gospodarce? [/b]

Trudno na to pytanie odpowiedzieć, bo z jednej strony zachowania banków są zależne od sytuacji i planów rozwoju ich strategicznych właścicieli, ale z drugiej – od dużej niepewności co do tego, jaki będzie stan naszej gospodarki. W związku z tym, co do zasady, wszyscy stają się skrajnie ostrożni. Jednak nadal około 20 proc. aktywów kontrolują cztery banki bezpośrednio zależne od państwa. To od ich aktywności będzie zależało, jak będą reagowali ich konkurenci.

[b]Jak pan ocenia problem opcji walutowych?[/b]

Jeśli banki stosowały się do nadzorczych rozwiązań zawartych w rekomendacjach A oraz I, a także racjonalnie zarządzały ryzykiem, to nie powinny mieć znaczących kłopotów. Natomiast ich klienci, czyli przedsiębiorstwa, to też profesjonaliści, którzy przecież korzystali z tych instrumentów nieraz.

Kiedy złoty się umacniał, wszyscy byli zadowoleni. Ale stało się, że jest kryzys finansowy i z tego powodu zmienił się trend kursów walut – zamiast zysków są straty. Dlatego nie można argumentować, że w takim razie niech banki ponoszą związane z tym koszty. To jest jak kasyno, dlatego ja do kasyna nie chodzę, ale ci, co chodzili, nie mogą się dzisiaj uskarżać, że przegrali znaczne środki.

[b]Ale jest forsowana ustawa, która zakłada między innymi unieważnienie wszystkich umów na opcje… [/b]

…a specjaliści od prawa wskazują na wiele możliwych zagrożeń związanych z konstytucyjnością tej ustawy czy też poniesieniem kosztów przez państwo w drodze postępowań sądowych, w tym międzynarodowych.

[b]Panu się mieści w głowie takie rozwiązanie?[/b]

To jest problem i trzeba szukać rozwiązań. Ale nie można podważać stabilności rynku.

[b]To jak z tego wyjść?[/b]

Nie da się pomóc wszystkim i nie należy tak czynić, nie stać też na to podatników. Trzeba podejść selektywnie: część banków podejmie decyzje o restrukturyzacji zadłużenia, będą też postępowania upadłościowe, jest także możliwość objęcia pomocą publiczną tych podmiotów, które mają szczególne znaczenie.

[b]Od opcji blisko do kredytów hipotecznych w obcych walutach. To kolejna tykająca bomba?[/b]

Banki, realizując politykę ekspansji kredytowej, z premedytacją wykorzystały czas, gdy nadzór bankowy w Polsce był zajęty własną likwidacją oraz reorganizacją i pod koniec 2007 r. oraz w 2008 r. rażąco zwiększyły ekspansję kredytową w walutach obcych. Obawiam się, że jeżeli państwo pomoże przedsiębiorcom, którzy weszli w opcje, to za chwilę zgłoszą się osoby zadłużone w walucie obcej i powiedzą: żądamy tego samego. Zresztą same banki coraz mocniej odczuwają ciężar ryzyka tego portfela kredytowego.

[b]I jak wtedy powinno zachować się państwo? [/b]

Takie sytuacje były już na rynkach w przeszłości. Przestrzegałem przed tym jeszcze w 2006 r., bo oto z jednej strony banki stają pod presją krytyki rynku, że sprzedawały takie produkty, a z drugiej strony narastać będzie oczekiwanie, że państwo pokryje koszty związane z pomocą tym ludziom. Ja nie chciałbym jako podatnik, żeby za wszystkie błędy uczestników rynku płaciło państwo.

[ramka][b]Poprzedni rozmówcy „Rzeczpospolitej” i Radia PiN[/b]

[b]Ile warta jest akcja drugiej w Polsce firmy paliwowej?[/b] 0 zł, jak sugeruje raport UniCredit? Akcje warte są tyle, na ile wycenia je rynek

[i]Paweł Olechnowicz, prezes Lotosu ([link=http://www.rp.pl/artykul/132583,225861_Polska_nie_jest_bantustanem_.html]„Rz”, 28 listopada 2008[/link])[/i]

[b]Czuł pan oddech Wiesława Rozłuckiego na swoich plecach?[/b] W tym, by nie czuć, pomogła mi trochę moja bezczelna pewność siebie

[i]Ludwik Sobolewski, prezes Giełdy Papierów Wartościowych ([link=http://www.rp.pl/artykul/132583,252479_Budujemy__maly_Londyn__.html]„Rz”, 23 stycznia 2009[/link])[/i][/ramka]

[ramka][b]Fragmenty rozmowy w wiadomościach [link=http://www.radiopin.pl/biznes/]Radia PiN[/link][/b][/ramka]

[b]RZ: Gdy był pan szefem nadzoru bankowego, mówiono na pana „Generał”. [/b]

[b]Wojciech Kwaśniak:[/b] Jestem bardzo dumny z tego pseudonimu. Oznacza człowieka, który wiedział, czego chce i do czego dąży.

Pozostało 98% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację