Według nich obniżki stóp prowadzą do spadku ceny kredytu, a co za tym idzie wspierają krajowy popyt. W normalnych warunkach gospodarczych argumenty te miałyby rację bytu, należy jednak brać pod uwagę specyfikę obecnej sytuacji i charakter kryzysu z jakim mamy do czynienia na świecie. Okazuje się bowiem, że obniżki stopy referencyjnej w warunkach deficytu lokalnych oszczędności i bardzo ograniczonej możliwości pozyskiwania płynności za granicą prowadzą do wzrostu marż kredytowych, w efekcie cena kredytu w gospodarce nie spada.
Aby zrozumieć ten fenomen trzeba wrócić do zasad na jakich oparta jest podstawowa działalność sektora bankowego. W uproszczeniu polega ona na tym, że banki pozyskują depozyty klientów po to by odpożyczać je w formie kredytów. Zarobek banków to różnica pomiędzy oprocentowaniem kredytów a oprocentowaniem depozytów. W praktyce ceny większości kredytów ustala się w odniesieniu do tzw. stopy rynkowej, która powinna podążać za polityką prowadzoną przez bank centralny. W efekcie zarobek banku to suma marży depozytowej (która w uproszczeniu równa jest różnicy pomiędzy stopą rynkową a średnim oprocentowaniem depozytów) i marży kredytowej (różnicy pomiędzy oprocentowaniem kredytu a stopą rynkową). W 2007 i w pierwszej połowie 2008 r. mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której marża depozytowa była wysoka, i wraz z mającym wówczas miejsce zacieśnianiem polityki pieniężnej rosła (wzrost oprocentowania depozytów był znacznie mniejszy od wzrostu stopy rynkowej). W tym samym czasie marże kredytowe były niskie. Dlaczego depozyty były tak tanie, a marże kredytowe niskie? Oprocentowanie depozytów pozostało na niskim poziomie ponieważ banki miały łatwy dostęp do tanich środków z zagranicy, nie musiały więc o krajowe depozyty tak bardzo konkurować. Z kolei dzięki temu, że banki realizowały wysokie marże na depozytach mogły sobie pozwolić (w warunkach ostrej konkurencji) na dawanie „tanich” kredytów – tzn. takich z niską marżą kredytową. Taką politykę – niskich marż kredytowych - uzasadniało również korzystne otoczenie makroekonomiczne, pozwalające na niską wycenę ryzyka kredytowego. Jak sytuacja wygląda obecnie i jaki wpływ na nią mają decyzje RPP? Otóż sytuacja uległa diametralnej zmianie w Q4 2008 r. (po upadku Lehman Brothers). Na świecie płynność stała się dobrem rzadkim, a co za tym idzie wzrosła znacząco jej cena, przy równoczesnym spadku dostępności. W efekcie banki muszą w większym stopniu zwrócić się ku krajowym depozytom. W tej sytuacji dziś – przy stopie referencyjnej NBP na poziomie 4% - ich oprocentowanie jest wyższe niż wówczas gdy stopa NBP była na poziomie 6% (wg danych NBP średnie oprocentowanie depozytów terminowych firm i gospodarstw wyniosło na początku 2009 ponad 6%, podczas gdy w czerwcu-sierpniu 2008 – gdy stopa NBP była na poziomie 6% - kształtowało się na poziomie ok. 4.5%). Kolejne obniżki stóp przez NBP powodują gwałtowną erozję marż na depozytach. Duża bowiem ich część to depozyty bieżące, o niskim oprocentowaniu i gdyby nawet banki chciały je jeszcze obniżać to nie mają na to miejsca (co gorsza coraz większa ilość środków z rachunków bieżących trafia na znacznie wyżej oprocentowane rachunki oszczędnościowe). W przypadku zaś depozytów terminowych banki – ze względu na konkurencję - nie mogą obniżać oprocentowania w takim stopniu jak NBP. Erozję marż depozytowych banki zmuszone są kompensować podnoszeniem marżach kredytowych. Ponieważ nie mogą tego zrobić dla istniejącego już portfela, dlatego też dla nowoudzielanych kredytów marże muszą rosnąć w stopniu większym. W konsekwencji przy znacznie niższych stopach NBP oprocentowanie kredytów w zasadzie nie uległo zmianie. W praktyce rzeczywistość jest oczywiście bardziej złożona, ponieważ musi uwzględniać generalną niechęć banków (ze względu na ryzyko kredytowe i presję na adekwatność kapitałową) do udzielania kredytów. Banki stoją przed dylematem, z jednej strony to nie jest dobry czas na udzielanie kredytów, z drugiej zaś banki potrzebują nowych kredytów o wysokiej marży. Z tych też powodów banki oprócz podnoszenia marż zmieniają także strukturę oferowanych produktów kredytowych – przesuwając sprzedaż w kierunku wysokomarżowych kredytów konsumpcyjnych (które mają również tę zaletę, że są krótkie, a więc nie angażują na długo rzadkich obecnie środków).
Reasumując, polityka obniżania stopy referencyjnej przez NBP w warunkach ograniczonej płynności prowadzi do braku spójności sygnałów cenowych z potrzebami w zakresie oszczędności, co z kolei zmusza banki do podnoszenia marż na nowych kredytach. Warto, aby RPP wzięła ten element pod uwagę przy podejmowaniu kolejnych decyzji.
[ramka]Autor jest dyrektorem Departamentu Analiz Ekonomicznych Banku BPH. Artykuł wyraża jego prywatne poglądy[/ramka]