Komu zawdzięczamy wzrost gospodarczy

Skłócenie klasy politycznej powoduje, że kolejne kampanie wyborcze nie prowadzą do debat na tematy ważne dla gospodarki i przyszłości kraju - pisze Bohdan Wyżnikiewicz, wiceprezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową

Publikacja: 14.05.2009 03:12

Normą stało się za to uprawianie populizmu, żonglerka liczbami i licytacja, za którego rządu ludziom żyło się lepiej, jakie to sukcesy osiągnęła jedna koalicja, a jakie porażki poniosła koalicja rywali politycznych.

Politycy posuwali się tak daleko w prezentowaniu faktów gospodarczych, że z inicjatywy mediów organizowano w poprzednich kampaniach wyborczych grupy ekspertów prostujących społeczeństwu informacje podawane przez polityków. Rozpoczęta niedawno kampania wyborcza w związku z wyborem posłów do Parlamentu Europejskiego z pewnością nie będzie inna, na co wskazują pierwsze wypowiedzi w jej ramach. Poruszane kwestie gospodarcze będą dotyczyły spraw krajowych, a nie europejskich.

Ocena skuteczności działań polityków na szczeblu lokalnym, gdzie gołym okiem widać efekty rządzenia, jest łatwiejsza niż w sferze makroekonomicznej. Ta druga jest utrudniona z dwóch powodów.

Po pierwsze efekty podejmowanych reform nie są natychmiastowe i na ogół potrzeba czasu na ocenę ich skuteczności. W niektórych przypadkach jak najbardziej potrzebne i wskazane reformy w początkowym okresie po ich wprowadzeniu mogą powodować spowolnienie tempa wzrostu gospodarczego, a rzeczywiste efekty są widoczne dopiero z wieloletniej perspektywy.

Po drugie na tempo wzrostu gospodarczego, obok krajowej polityki gospodarczej, wpływają także fazy cyklu koniunkturalnego globalnej gospodarki. Otwarte gospodarki rynkowe są szczególnie czułe na zmiany sytuacji w handlu międzynarodowym. Przeżywany kryzys gospodarczy zaskoczył głębokością i ma zasięg ogólnoświatowy, a jego skutkom nie byłaby w stanie zapobiec najlepsza polityka makroekonomiczna. Poprzednio rozwojowi gospodarczemu kraju wyjątkowo sprzyjał okres niezwykle korzystnej koniunktury.

Oba czynniki w takim stopniu zamazują efekty polityki gospodarczej, że bez trudu można znaleźć wskaźniki statystyczne pokazujące porażki albo sukcesy dowolnej ekipy rządowej. Licytowanie się wskaźnikami staje się zatem narzędziem uprawiania polityki. W rzeczywistości wzrost gospodarczy zawdzięczamy przedsiębiorcom, a politycy bardziej im w tym przeszkadzają, niż pomagają.

Normą stało się za to uprawianie populizmu, żonglerka liczbami i licytacja, za którego rządu ludziom żyło się lepiej, jakie to sukcesy osiągnęła jedna koalicja, a jakie porażki poniosła koalicja rywali politycznych.

Politycy posuwali się tak daleko w prezentowaniu faktów gospodarczych, że z inicjatywy mediów organizowano w poprzednich kampaniach wyborczych grupy ekspertów prostujących społeczeństwu informacje podawane przez polityków. Rozpoczęta niedawno kampania wyborcza w związku z wyborem posłów do Parlamentu Europejskiego z pewnością nie będzie inna, na co wskazują pierwsze wypowiedzi w jej ramach. Poruszane kwestie gospodarcze będą dotyczyły spraw krajowych, a nie europejskich.

Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Król jest nagi. Przynajmniej ten zbrojeniowy
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Dlaczego znika hejt na elektryki
Opinie Ekonomiczne
Agata Rozszczypała: O ile więcej od kobiet zarabiają mężczyźni
Opinie Ekonomiczne
Iwona Trusewicz: Rodeo po rosyjsku, czyli jak ujeździć Amerykę
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Nie tylko meble. Polska gospodarka wpada w pułapkę