Reklama
Rozwiń

Każdy ma swoją wersję historii

Autorski przegląd prasy Rosja ma od wczoraj Komisję do Przeciwdziałania Próbom Fałszowania Historii na Szkodę Interesów Rosji. Do życia powołał ją prezydent Dmitrij Miedwiediew – donoszą niemal wszystkie dzisiejsze gazety

Publikacja: 20.05.2009 10:08

Rosjan oburzają negatywne opinie o działaniach radzieckich mołojców. Widocznie Miedwiediew nie czytał np. „Zapisków oficera Armii Czerwonej" lub przynajmniej nie odwiedzał Ermitażu, gdzie wisiały przez lata najpiękniejsze z dowodów na poparcie tezy Wrogów Rosji. Tezy od wczoraj nad Wołgą karalnej.

Polacy są mniej zaciekli. Mamy co prawda swój Instytut Pamięci Narodowej. Ale i skala zbrodni nie ta i jakoś nie możemy uzgodnić wspólnej linii traktowania naszej najnowszej historii. A tu proszę – o ile to prostsze jeśli władza robi to odgórnie.

A może większemu łotrostwu i krwawszym zbrodniom łatwiej jest zaprzeczać? Tezę tą udaje się potwierdzać na zachód od Odry. Jak relacjonuje „Rzeczpospolita" i „Polska" tygodnik „Der Spiegel" twierdzi, że bez pomocy Polaków, Ukraińców i innych narodów zagłada milionów europejskich Żydów nie byłaby możliwa.

To trochę przerażający przykład jak z faktów można zbudować pokrętną tezę. Tak – w Polsce byli szmalcownicy, Ukraińcy mają swoich oprawców obozowych, podobnie jak Bałtowie czy nawet Francuzi. Ale czy gdyby tych jednostek nie było, Niemcy zmieniliby coś swoim barbarzyńskim i nieludzkim planie? To nad Renem narodziła się idea eksterminacji Żydów i to niemieckie ręce zaczęły wcielać ją w życie. I jeśli  Niemcy mogą powiedzieć „to nie nasza wina, że wy Polacy macie swoich łotrów", to  możemy przyznać im racje – to nie jest wina ani ich, ani nas. Tyle, że to nie my wyzwoliliśmy całe to zło. Z usprawiedliwianiem i obwinianiem całych narodów już trochę trudniej. „Der Spiegel" nie znalazł w tym jednak problemu.

Zupełnie innym torem niż Rosjan i Niemców biegną myśli Amerykanów. Ostatnią krwawą jatkę urządzili sobie prawie 150 lat temu, więc zamiast rozpamiętywać zbrodnie Unii i Konfederacji wzięli się za dobijanie własnej branży motoryzacyjnej. Barack Obama ogłosił wczoraj nowe normy spalania dla aut, które mogą być produkowane i poruszać się po bezdrożach Ameryki. Normy są wyśrubowane. Ich wdrożenie w całych Stanach Zjednoczonych byłoby równoznaczne z zamknięciem 194 elektrowni węglowych lub pozbycia się 58 mln aut – pisze „Gazeta Wyborcza". Prezydentowi USA przyświeca cel ekologiczny. I chwała mu za to. Ale ekonomicznie może się to USA odbić czkawką. Po pierwsze ich (upadający) producenci nie są wyspecjalizowani w produkcji oszczędnych aut, tym bardziej, że ich klienci najchętniej sięgają po właśnie duże, paliwożerne samochody. Oznacza to wzrost importu. Nawet jeśli przejściowy, to utraconych udziałów w rynku nie da się szybko odrobić. Pytanie brzmi, czy będzie je miał kto odrabiać. GM i Chrysler toną, Ford ma się nieco lepiej, ale wcale nie dzięki rynkowi amerykańskiemu. A więcej aut z zagranicy, to mnie pracy w USA.

Jak tak dalej pójdzie Amerykanie będą musieli budować chodniki (których w wielu miastach najzwyczajniej brakuje) lub przesiąść się na superekologiczne rozwiązania naturalne. Aby je poznać polecam film „Czas Komanczów". Może w ten sposób historia Ameryki zatoczy koło?

Opinie Ekonomiczne
Bogusław Chrabota: Upały dołują światowe PKB
Opinie Ekonomiczne
Michał Hetmański, Kamil Laskowski: Hutnictwo to wyjątek od piastowskiej doktryny Tuska
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Obniżka podatków to miraż. Należałoby je podnieść – na obronę
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Wiadomość o śmierci Zachodu nieco przesadzona
Opinie Ekonomiczne
Marian Gorynia: Dlaczego organizujemy Kongres Ekonomistów Polskich?