Reorganizuje pracę biura, poszukuje tańszych dostawców, usprawnia system dystrybucji, tnie pensje pracownikom lub część z nich zwalnia (możliwości można wymieniać długo). Priorytetem jest rozwój przedsiębiorstwa, nawet w trudnych czasach. Wiadomo: kto stoi w miejscu, ten się cofa.

Urzędnik, także samorządowy, najczęściej jest ulepiony z nieco innej gliny. Z szacunków “Rz” wynika, że tegoroczne budżety samorządów będą łącznie aż o kilka miliardów złotych niższe niż rok wcześniej. Winne są niższe przychody spowodowane malejącymi wpływami podatkowymi (zarówno od firm, jak i osób fizycznych) czy mniejszą liczbą klientów (czyli inwestujących i płacących np. podatki od nieruchomości przedsiębiorstw). Co robią samorządowcy? Też szukają oszczędności. Jedni rezygnują z budowy czy modernizacji ulic, inni z rozwoju komunikacji miejskiej, a Warszawa może sobie darować budowę jednego mostu.

Oszczędności są konieczne, ale problem w tym, że samorządowcy zaczynają ich poszukiwania od ograniczenia inwestycji, które mogłyby ułatwić życie mieszkańcom. O tym, żeby zacząć od cięcia kosztów pracy urzędów, ograniczenia wydatków na miejskie imprezy czy rezygnacji z podwyżek dla pracowników, pomyślały władze zaledwie paru polskich metropolii. Łatwiej jest nie zbudować ulicy czy mostu, niż sprawić, by urząd działał efektywniej. A że spowolni to rozwój miasta i utrudni życie mieszkańców? W końcu mamy przecież kryzys...

[link=http://blog.rp.pl/blog/2009/06/19/andrzej-krakowiak-oszczednosci-z-urzedu/]Skomentuj[/link]