Szczególnie zainteresowanym w obcinaniu bonusów wydaje się prezydent Francji Nicolas Sarkozy, ale niewiele ustępuje mu premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown i kanclerz Niemiec Angela Merkel. Z przecieków z obrad G20 nie dotarły wieści, aby prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew czy też premier Chin Hu Jintao specjalnie się przejmowali wysokością wynagrodzeń w bankach działających na obszarze ich państw.
Szczęśliwie, mimo że Polska nie jest członkiem G20, przynajmniej na razie nasi politycy nie domagają się obcięcia premii i wynagrodzeń w bankowości i finansach. Ten pęd do regulowania wynagrodzeń jest niepokojący, a momentami również śmieszny. Przypomina bowiem działania osławionej Inspekcji Robotniczo-Chłopskiej rzuconej do walki z nadużyciami gospodarczymi w okresie premierostwa generała Jaruzelskiego.
Efekty działań inspekcji były mniej niż mizerne i jestem przekonany, iż populistyczne w gruncie rzeczy zapędy Sarkozy’ego i spółki nie tylko zostaną w dużej mierze zignorowane, ale również nie będą wdrożone.
Politycy na całym świecie są wyczuleni na opinię publiczną – osławione słupki sondażowe – i skoro publika chce krwi tych, którzy w jakiejś mierze spowodowali ostatni kryzys finansowy, należy tej krwi dostarczyć.
Ważniejszych działań, jakich wymaga naprawa globalnego biznesu finansowego, w postaci chociażby wprowadzenia jednolitego ponadnarodowego nadzoru nad działalnością instytucji finansowych oraz banków, eliminacji z rynku niektórych skomplikowanych instrumentów finansowych o niemożliwym do określenia ryzyku, grupa w Pittsburghu nie podjęła.