Bruksela oderwana od kryzysowej rzeczywistości

Zjednoczona Europa powoli zmierza do gospodarczego i społecznego raju. Jej władze chyba już tam są

Publikacja: 06.01.2010 22:21

Urzędnicy unijni walczą o podwyżki pensji w czasach, gdy przez cały świat przechodzi fala zwolnień i redukcji płac. Gdy w wielu krajach Unii mamy dwucyfrowe bezrobocie, Bruksela nie oszczędza, choć przecież utrzymuje się ze składek płaconych przez coraz biedniejszych członków.

Wysokie wynagrodzenia unijnych urzędników już w czasach prosperity gospodarczej budziły kontrowersje. A dziś wywołują tym większe oburzenie, że okazało się, iż nowi szefowie Wspólnoty otrzymują pobory wyższe niż prezydent USA. Przykładowo przewodniczący Rady Europejskiej Herman van Rompuy zarabia ok. 300 tys. euro rocznie, podczas gdy Barack Obama dostaje pensję równowartości 282 tys. euro. Dysproporcja w płacach wydaje się jeszcze bardziej porażająca, gdy porówna się prerogatywy obu tych polityków i ponoszoną przez nich odpowiedzialność.

Oczywiście urzędnicy unijni będą teraz nam tłumaczyć – używając fachowych określeń – że ich podwyżki w czasach kryzysu to nieunikniony efekt działania mechanizmów indeksacyjnych opierających się na danych z bogatych państw Unii z poprzednich lat. Tyle tylko, że ślepe trzymanie się tych mechanizmów w czasach, gdy wszyscy inni zaciskają pasa, świadczyć może jedynie o tym, iż ludzie zamknięci za murami brukselskich urzędów oderwali się od rzeczywistości. Że w gabinetach unijnych mechanizmy demokratyczne po prostu nie działają.

Jednak to nie tylko kwestia demokracji, etyki oraz urzędniczej moralności. To także problem natury gospodarczej – bo w centrali Unii Europejskiej nie działają również zwykłe bodźce ekonomiczne. Ten moloch, niezależnie od rzeczywistych potrzeb, z roku na rok rośnie i zatrudnia coraz większą armię urzędników.

Jaki będzie skutek takiej izolacji eurokratów od rzeczywistości? Informacje o ich wysokich zarobkach na pewno nie spotęgują ciepłych uczuć obywateli państw europejskich do Wspólnoty. Przeciwnie. Ale Europa nie z takimi problemami sobie radziła. Nasi liderzy z Brukseli po przyznaniu sobie podwyżek po prostu zwiększą także wydatki na akcje promocyjne przekonujące nas do Unii i idei solidarności międzynarodowej.

Choć oczywiście będą to pieniądze wyrzucone na śmietnik.

Urzędnicy unijni walczą o podwyżki pensji w czasach, gdy przez cały świat przechodzi fala zwolnień i redukcji płac. Gdy w wielu krajach Unii mamy dwucyfrowe bezrobocie, Bruksela nie oszczędza, choć przecież utrzymuje się ze składek płaconych przez coraz biedniejszych członków.

Wysokie wynagrodzenia unijnych urzędników już w czasach prosperity gospodarczej budziły kontrowersje. A dziś wywołują tym większe oburzenie, że okazało się, iż nowi szefowie Wspólnoty otrzymują pobory wyższe niż prezydent USA. Przykładowo przewodniczący Rady Europejskiej Herman van Rompuy zarabia ok. 300 tys. euro rocznie, podczas gdy Barack Obama dostaje pensję równowartości 282 tys. euro. Dysproporcja w płacach wydaje się jeszcze bardziej porażająca, gdy porówna się prerogatywy obu tych polityków i ponoszoną przez nich odpowiedzialność.

Opinie Ekonomiczne
Marta Postuła: Czy warto deregulować?
Opinie Ekonomiczne
Robert Gwiazdowski: Wybory prezydenckie w KGHM
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Qui pro quo, czyli awantura o składkę
Opinie Ekonomiczne
RPP tnie stopy. Adam Glapiński ruszył z pomocą Karolowi Nawrockiemu
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Nie należało ciąć stóp przed wyborami
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku