Według najprostszego z możliwych modeli o kursie walutowym decydują dwa czynniki: bilans obrotów bieżących (głównie wpływ i odpływ walut z tytułu handlu zagranicznego oraz wypłaty odsetek z inwestycji) oraz popyt netto na aktywa danego kraju (ile zagranica lokuje u nas kapitału minus to, ile my lokujemy za granicą). Te dwa rachunki muszą się sumować do zera.
W przypadku Polski decydujące znaczenie może mieć rosnący popyt na polskie aktywa. Polska jako kraj zapóźniony w rozwoju ma wyższe tempo wzrostu niż kraje zamożne. Tak jak małe dziecko rośnie szybciej od dorosłego człowieka. Dzięki temu nasza gospodarka wytwarza coraz więcej aktywów, takich jak akcje i obligacje spółek, które są atrakcyjne dla inwestorów zagranicznych. Przynoszą wyższe dywidendy i odsetki niż papiery krajów o ustabilizowanych gospodarkach.
Zatem coraz wyższe zapotrzebowanie na aktywa powinno umacniać złotego w spokojniejszych czasach. Jednocześnie będzie to pogarszało pozycję eksporterów i prowadziło do rosnącego deficytu na rachunku obrotów bieżących. Więcej bowiem konsumujemy i inwestujemy, niż produkujemy.
Ciekawe pytania brzmią: jak długo może się utrzymywać taka sytuacja? Gdzie jest stan równowagi, poza którym presja rosnącego deficytu na rachunku bieżącym zaczyna przeważać i osłabiać walutę?
Możliwe, że ubiegłoroczny gwałtowny spadek kursu złotego był tylko aberracją wywołaną kryzysem finansowym. Ten spadek mógł jednak wskazywać, że kraj nie może notować przez długi okres znacznego napływu kapitału i wysokiego deficytu na rachunku bieżącym bez osłabienia waluty. Niewykluczone zatem, że czeka nas kolejna fala szybkiego umocnienia złotego, a później ponowne jego osłabienie, choć nie tak silne jak w 2009 r.