[link=http://blog.rp.pl/blog/2010/03/12/elzbieta-glapiak-trwa-szukanie-kozla-ofiarnego/][srodtytul]Skomentuj na blogu[/srodtytul][/link]

Mimo to nie cichną spekulacje, czy musiało do tego dojść, a przede wszystkim kto ponosi odpowiedzialność za to, co się stało.

Kolejne raporty przynoszą kolejne sensacyjne informacje, które rozszerzają grona podejrzanych o pośrednie wywołanie finansowego krachu w Ameryce, którym szybko zaraziły się pozostałe kontynenty. Można oczywiście podejrzewać audytorów, że nie dość rzetelnie sprawdzali kondycję banku, można mieć pretensję do konkurentów, którzy dbając o własne interesy i finanse własnej firmy, w obliczu tego, co się święci, żądali większych zabezpieczeń i gwarancji udzielonych Lehman Brothers kredytów.

Jednak to wszystko nie zmienia faktu, że gdyby nie złe zarządzanie nowojorskim gigantem przez menedżerów, dokonywanie ryzykownych operacji finansowych i balansowanie na linie wypłacalności, do upadku banku by nie doszło. Tajemnicą poliszynela jest, że bank był niewypłacalny już na kilka tygodni przed ogłoszeniem bankructwa. Tylko sprytne tuszowanie bieżących wyników sprawiło, że udawało się ten fakt tak długo ukrywać. Szefowie byli przekonani, że w końcu uda się zmiękczyć serca polityków i urzędników, aby uratowali giganta. Tak się nie stało.

Nie jest jednak prawdą, że dopuszczenie do jego upadku wywołało kryzys. Wcześniej czy później i tak do kryzysu by doszło. Szukanie teraz w ten sposób winnych nie ma sensu. Bardziej przydadzą się raporty, których wyniki pomogą uniknąć podobnych krachów w przyszłości.